Zakochaj się i zgiń – Miłość, śmierć i roboty

Czy roboty potrafią kochać? A może pałają żądzą zemsty? Da się z nimi dogadać? Czy ich jedynym zadaniem jest służyć ludziom? Właśnie tę różnorodność związaną z robotami pokazuje serial Miłość, śmierć i roboty, który wyprodukował Netflix.

Serial miał swoją premierę w 2019 roku. To osiemnaście krótkich odcinków, każdy dotyczący innej historii i inaczej zaprezentowany. Miłość, śmierć i roboty to bowiem zbiór bardzo krótkich animacji dla dorosłych, które zamykają się poniżej dwudziestu minut. Każdy odcinek ma innego twórcę, dlatego tez i fabuła się różni. Odmienne są także sposoby opowiedzenia historii pod względem wizualnym. Każdy twórca sięgnął po inną technikę animacji – niektóre odcinki są rysowane, inne maja kadry tak łudząco podobne do realnego świata, że nie można oprzeć się wrażeniu, że nakręcono je w studiu.

Odcinki łączy tytułowy temat. Zawsze pojawia się w nich robot, jest też poruszana kwestia umierania lub kochania. Spójna tematyka spina serial, jednak każda animacja to osobne dzieło. Nie można wyróżnić lepszych lub gorszych odcinków, ponieważ każdy z nich jest inny, a ta odmienność sprawia, że każdy jest też atrakcyjny. Nie wiemy, co czeka nas podczas dalszego oglądania, bo nie ma tu jednej fabuły dla całego sezonu. To ekscytujące i wciągające jednocześnie.

Animacja w serialu jest wyjątkowa. Każdy twórca stanął na wysokości zadania i dał z siebie wszystko. Piękne kadry, które przenoszą nas do przyszłości, są niejednokrotnie hipnotyzujące, lecz także przerażające. Nie brakuje kolorowych scen, które kontrastują z mrocznymi wydarzeniami na ekranie. Ta zabawa z widzem, który nie wie, co przyniesie kolejny odcinek, jest świetna.

Serial niepozbawiony jest brutalności i wulgarności. Są ceny seksu, pojawiają się agresywne zachowania i przekleństwa. To wszystko ma nie tyle sprawić, że widz zostanie zaskoczony wydarzeniami przedstawionymi na ekranie, że się go zaszokuje, lecz zostanie zmuszony do zastanowienia się nad pewnymi kwestiami – jak choćby nad modyfikacjami ciała czy degradacją środowiska. Ta forma nie jest jednak obecna w każdym odcinku. Niektóre są bardziej umoralniające, inne mniej. I ponownie – ta różnorodność sprawi, że serial trafi do szerokiego grona odbiorców, bo pozwala na wybranie spośród odcinków tych, które spodobają nam się bardziej i będą dla nas bardziej atrakcyjne.

Miłość, śmierć i roboty to serial genialny w swoim wykonaniu. Odcinki wbijają w fotel i pokazują, jak bardzo naprzód poszła technika, która pozwala człowiekowi na stworzenie takich kadrów. Odmienne historie, fabuły, wydarzenia, rysunki sprawiają, że ogląda się to z rosnącym zainteresowaniem, a zachwyty pojawiają się nieustannie. Nie można jednak powiedzieć, by był to serial dla wszystkich. Ci, którzy nie przepadają za brutalnością, raczej nie zostaną fanami tego obrazu. Mimo wszystko polecam wam włączenie chociaż kilku losowych odcinków, które pokażą wam świetną animację i ogrom pracy, jaką włożono w ich realizację. Ja niestety obejrzałam serial już dawno, a po zakończeniu moją jedyną myślą było „chcę więcej!”.

8 komentarzy:

  1. Nie oglądałam, ale z Twojej recenzji wnioskuję, że jakiś bardzo ciekawy serial.. Chociaż tej brutalności w innych filach mam już dość...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie słyszałam o tym serialu, obecnie jestem wkręcona w "Outlander" na Netflixie, ale jak skończę może zobaczę ten. Fajnie, że odcinki są krótkie i każdy jest o czym innym ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzialam zajawke,ale jakos mnie nie przekonala.

    OdpowiedzUsuń
  4. a mi nie wszystkie odcinki się podobały, ale jak się dowiedziałam, że mają w planach drugi sezon to aż mi się sam uśmiech cisnął na usta ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, były lepsze i gorsze, ale całość wypadła moim zdaniem świetnie.

      Usuń
  5. Nie przepadam za wulgarnością, ale udało Ci się mnie zainteresować. Może kiedyś obejrzę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie oglądałam chyba nigdy nic podobnego. Widzę, że Netflix ma sporo świetnych produkcji.

    OdpowiedzUsuń
  7. Gdy serial miał premiere, miałam zamiar go obejrzeć. Potem gdzieś mi uciekł. Dziękuje za przypomnienie :)

    OdpowiedzUsuń

Daj znać, co sądzisz o wpisie!