Francuski pisarz, Aleksander Dumas, znany jest głównie z
takich powieści jak „Hrabia Monte Christo” czy „Trzech muszkieterów”. Mi jednak
wpadła w ręce inne jego dzieło, a mianowicie „Opowieści o duchach. Jeden dzień
w Fontenay aux Roses”.
Pierwsze, co rzuca się o oczy to grubość książki. To przykuło
moją uwagę na samym początku, już przy zakupie. Dopiero zaczynając ją czytać,
zdałam sobie sprawę, że ma ona 187 stron tekstu. Spodziewałam się mniejszej
ilości przy takiej wielkości książki. Zaletą są też spore litery o ładnej
czcionce i ozdobne tytuły rozdziałów.
Książka zaczyna się od „Wstępu”, w którym umieszczono list
Dumasa. Przejrzałam zaledwie ten tekst, nie mogąc doczekać się opowieści.
Pierwszy rozdział zawiódł jednak moje oczekiwania. Dałam Dumasowi drugą szansę
i po początkowej przykrości, przebrnęłam przez resztę tekstu z przyjemnością.
Pierwszy rozdział zawiera dużo opisów, które męczą.
Najprzyjemniej czyta się, gdy główny bohater, sam Dumas, znajduje się nagle w
środku dziwnego zdarzenia – ubrudzony krwią mężczyzna obwieszcza, że zamordował
swoją żonę. A co najdziwniejsze, twierdzi, że jej głowa do niego przemówiła.
Daje to początek nie tylko śledztwu, ale też spekulacją, czy takie rzeczy są
możliwe. Dumas zostaje zaproszony na obiad do pana Ledru, gdzie wysłuchuje przeróżnych
historii – głównie o zachowaniu po śmierci. Oprócz mówiących głów są tu też
duchy, widma, a także złe moce i nie pasująca do tego wszystkiego historia z
wampirem. Goście jeden po drugim opowiadają o czymś dziwnym, co przeżyli,
debatując czy była to tylko senna mara czy prawdziwe zdarzenie, w które należy
uwierzyć. Ostatnią z opowieści snuje Polka, Jadwiga, którą wampir obdarzył
pocałunkiem, wysysając z niej nie tylko krew, ale też energię. W porównaniu z
poprzednimi historiami, gdzie każda zajmowała się trupem, ta, mimo że wampir
został wcześniej zabity i dlatego był krwiopijcą, w ogóle nie pasuje do
pozostałych. Poprzednie zdają się wychodzić jedna z drugiej, nie przeskakują za
bardzo w tematach, lecz przechodzą po sobie gładko niczym jedna opowieść.
Książka ta, to jednak tylko przykrywka dla innych
tematów: życia po śmierci, wiary, nauki, własnych doświadczeń i historii
Francji. Tej ostatniej przewija się przez karty powieści całkiem sporo. Nie
jest ona jednak otwarta, mówi się o niej mimochodem, co bardzo przyjemnie się
czyta. Poza tym drugą rzeczą, która wydaje się być przesłaniem książki jest
życie po śmierci – czy dusza istnieje, czy ciało to jedyne co posiadamy i czy i
jak należy w to wierzyć. Bardzo ciekawe refleksje daje nam Dumas – jeśli ktoś
czyta między wierszami oczywiście.
Książka napisana przyzwoicie. Dużo opisów, ale często są one
po prostu narracją opowiadającego swoją historię bohatera. Są jednak i minusy
książki. Niektóre z dialogów zamiast kończyć się myślnikiem od razu przechodzą
w narrację, stąd miałam momentami chwile zastanowienia o co dokładnie chodzi.
Takich przypadków znalazłam zaledwie parę, ale i tak bez nich książka nie
byłaby idealna. Dialogi bowiem często stanowią większość opowieści, a zdania w
nich zawarte są krótkie i nie oznaczone kto je wypowiada. Stąd tekst wygląda
często tak:
- No, więc urządzimy się tak, by dziś wieczór nie powrócił.
- Zrób to!
- A więc, przede wszystkim mówisz, że wchodzi zawsze o
szóstej?
- Punktualnie.
- Zatrzymajmy zegar!
- I doktor zatrzymał wahadło.
- Co chcesz uczynić?
- Chcę ci uniemożliwić rozpoznanie godziny.
- Dobrze,
- Teraz spuścimy żaluzje i zasłonimy okna kotarami.
- Po co?
- Zawsze w tym samym celu, byś sobie nie mógł zdać sprawy,
jaka jest pora dnia i jak czas upływa.
- Zrób to!*
Przy dłuższych dialogach trudno jest się zorientować, kto co
mówi. Ogólnie jednak książka nie posiada wiele błędów i utrudnień, chociaż w
wymienionym wyżej fragmencie jest ich sporo.
Język jest przyzwoity. Nie ma tu ani trudnych słów, ani
przekleństw, ani udziwnień językowych. To piękna, prosta polszczyzna, dobrze
przełożona z francuskiego. Czytanie nie sprawia kłopotu. Jedynym problemem mogą
być obce nazwy miast, ulic i nazwiska.
Książka mi się podobała. Nie była ani straszna, ani
zaskakująca. Czytało się szybko, ale bez wypieków na twarzy. Miło spędziłam z
nią czas, może dlatego, że wiele się po niej nie spodziewałam. Zaskoczeniem
było to, że historie o duchach to jedynie pretekst do pomyślenia o czymś innym.
Komu polecam książkę? Na pewno tym osobom, które nie boją się
tego typu historii (nie każdy bowiem lubi czytać o duchach, trupach i
morderstwach). Poza tym na pewno każdy kto ma chwilę czasu nie zmarnuje go,
czytając „Opowieści o duchach”. Nie spodziewajcie się jednak horrorów i nocnych
koszmarów, bo nie o tym jest ta książka. Polecam, szczególnie na jesienne
popołudnie.
*Dumas A., Opowieści o duchach, Jirafa Roja, Warszawa, 2007, s. 94
UWAGA!
Robiąc porządki w domowej biblioteczce znalazłam dwie pozycje, które chętnie oddam. Dlatego ogłaszam konkurs. Szczegóły podam wkrótce, a dokładnie 1 września nad notkami pojawi się zakładka konkursowa, gdzie będzie można wykonać zadanie i dowiedzieć się o nagrodzie. Zachęcam do brania udziału!