Czy
lektury szkolne mogą nas czegoś nauczyć czy to zbędne męczenie uczniów? – takie
pytanie zadałam blogerom. Ja w szkole czytałam niewiele lektur, ponieważ nie
lubię być zmuszana do niczego, a właśnie tak się czułam. A jak jest z innymi?
Jestem osobą,
która przez całą swoją edukację nie przeczytała tylko 1 lektury. Niestety
czytałam je nie dlatego, żeby coś z nich wynieść, tylko po to, aby otrzymać
pozytywną ocenę. Sądzę, że z lektury, jak każdej innej książki, można się
czegoś nauczyć. Jednak w szkole ze strony zarówno uczniów, jak i nauczycieli
panuje złe podejście do nich. Uczniowie w większości traktują lektury jako
następny sposób na zdobycie oceny, kolejną formę pracy szkolnej. Twierdzą też,
że lektury mówią o czymś, co było i nie mogą przełożyć tego na problemy
współczesnego świata. Sądzą też, że lektura musi być czymś trudny i
niezrozumiałym. Natomiast ze strony nauczycieli wygląda to tak, że narzucają
duże tempo czytania i opracowywania lektur (np. 1 w miesiącu). Kartkówka z
lektury wygląda często w taki sposób, że piszemy odpowiedź na 20, 50, a nawet
100 szczegółowych pytań odnośnie do danego utworu. Nauczyciele nie pytają
uczniów o refleksje na temat książki czy danego wątku z niej. Powinni oni
więcej rozmawiać o lekturach z uczniami, zachęcać ich do własnych przemyśleń,
pytać o ich zdanie na ten temat. Podczas mojej edukacji takie podejście
nauczyciel preferował tylko przy lekturach o tematyce wojennej, resztę lektur
omówiliśmy w sposób dość schematyczny, każdą lekturę w ten sam sposób. Co
niestety zniechęcało nas. Jak już podkreśliłam na początku, lektura szkolna jak
każda inna książka jest wartościowa i może czegoś nauczyć, wystarczy tylko
odpowiednie podejście ze strony uczniów jak i nauczycieli.
Uważam, że
lektury jak najbardziej mogą nas czegoś nauczyć – przecież to też książki,
które niekiedy potrafią wywoływać u czytelnika refleksje na temat danych spraw,
z których wysuwają się wnioski. I tak samo jak z innymi powieściami, niektóre
lektury mogą być lepsze lub gorsze. Nie do końca zgadzam się z twierdzeniem, że
to tylko męczenie uczniów, bo owszem, trafiają się takie, przez które ciężko
przebrnąć, ale inne mogą być naprawdę interesujące i takie, z których
faktycznie można wynieść naukę. Zresztą książki obecnie będące szkolnymi
lekturami na pewno nie zostały wybrane na nie przypadkowo i znajdują się w nich
wzorce postaw moralnych oraz naganne zachowania, więc uczniowie dowiadują się,
jak odróżnić dobro od zła.
Lektury to od
dawna jest temat dość kontrowersyjny. Na początek chciałabym zaznaczyć, że
powoli już kończę moją przygodę z edukacją szkolną. Przez te lata jednak
starałam się przeczytać tak dużo lektur, jak tylko zdołałam. Niemal do każdej
podchodziłam z nowym zasobem entuzjazmu. Część lektur od razu skradła moje
serce i chętnie do nich wracam z własnej woli. Jednak w wielu przypadkach nie
była to przeprawa łatwa. Dlatego uważam, że tak, lektury w większości są
męczeniem uczniów, ale bynajmniej nie niepotrzebnym.
Lektury z
założenia mają zrobić z nas ludzi oczytanych, uwrażliwić na literaturę piękną i
zapoznać nas z najważniejszymi dziełami literatury światowej. Szczytna idea,
popieram ją całkowicie. Problem zaczyna się, kiedy spojrzymy na listę lektur.
Wśród tekstów obowiązkowych do matury odnajdziemy między innymi do wyboru jedną
z trzech powieści Henryka Sienkiewicza: Quo vadis, Krzyżacy lub Potop. Jednak z tego
co zauważyłam, większość uczniów jest zmuszona przeczytać co najmniej dwie z
podanych powieści. Ja za Sienkiewiczem nie przepadam i mam wrażenie, że
bynajmniej nie jestem w tej opinii osamotniona. Nie zaprzeczam jednak, że
twórczość Sienkiewicza wypada znać, w końcu Nobla nie dostaje się za nic. No
tak, ale z tego co wiem, polskich noblistów jest czwórka i o reszcie na liście
lektur "z gwiazdką" ani słowa. Nie rozumiem tego tym bardziej, że
Sienkiewicz tworzył literaturę typowo rozrywkową. Jego powieści mogą opierać
się na faktach historycznych jednak chyba nikt nie zaprzeczy, że jest to sprawa
drugorzędna. Weźmy na przykład taki Potop. Cała akcja
opiera się na wątku romantycznym, ani słowem nie zostały wspomniane krwawe
sceny potopu szwedzkiego. Takie przykłady można mnożyć. Czytamy Balladynę uznaną
przez samego autora za nieudaną a o Beniowskim który
jest prawdopodobnie najważniejszym polskim poematem dygresyjnym, porównywanym
do dzieł samego Byrona, nikt nie wspomina. Uczą nas, że Mickiewicz skończył karierę
pisarską po wydaniu Pana
Tadeusza, przy
okazji odstraszając nas od niego tworząc, swego rodzaju kult epopei i nie
wyjaśniając dlaczego jest to tak ważne dzieło. Nad Niemnem,
będące wzorowym ukazaniem polskiego pozytywizmu, często jest omawiane na podstawie
filmów lub fragmentów powieści. Może to dość odważna opinia jednak uważam, że
są książki, które stały się nieodłączną częścią polskiej kultury i każdy
wykształcony człowiek powinien je znać, niezależnie od tego czy są napisane
współczesnym czy nieco bardziej przestarzałym językiem.
Znajomość
klasyki literatury to coś, co powinno charakteryzować wszystkich wykształconych
ludzi, nie tylko humanistów. Utwory pochodzące z wcześniejszych epok są dla nas
cennym źródłem informacji o ludziach i jednym ze źródeł poznawania historii.
Niestety w dzisiejszych czasach coraz mniej ludzi po nią sięga. Dlatego uważam,
że lektury są ważne i można się z nich wiele nauczyć. Warto byłoby się jednak
zastanowić, czy kanon lektur jest odpowiedni. Czy pokazujemy uczniom to, co
najważniejsze i czy nie odstraszamy ich od książek źle dobraną lekturą oraz źle
przeprowadzoną lekcją która nie tłumaczy fenomenu danej pozycji. Literatura
wcześniejszych epok może być fascynująca i bardzo kształcąca. Trzeba jedynie
odpowiednio do niej podejść.
To bardzo dobre
pytanie! I chociaż z lekturami nie miałam już długo styczności, to z radością na
nie odpowiem. Wpierw chciałam napisać, że nie, że lektury w większości
sprawiają, że uczeń chce rzucić książką. Jednak potem przypomniałam sobie o
lekturach – nie tylko tych w formie opowiadań, ale i tych wierszowanych – z
okresu 20-lecia między wojennego oraz twórczości wojennej. I wtedy
stwierdziłam, że owszem. Lektury mogą nas wiele nauczyć. Uczą nas, że nawet w
świecie pozbawionym jutra zawsze można znaleźć coś co może nas podnieść na
duchu. Mówią nam, że jeżeli myślimy, że jest nam źle – może pojawić się coś
takiego, co zweryfikuje nasze poglądy. Po za tym – lektury mogą zachęcić do
zgłębienia wiedzy na jakiś temat dotyczący tematyki wspomnianej właśnie w
takiej książce. Lektury uczą nas nowych słów, poszerzając w ten sposób nasz
zasób i rozwijając naszą elokwencję. Pozwalają na ćwiczenie swojej wyobraźni,
nie tylko w sposób typowo fantastyczny (jak np. Harry Potter czy Władca Pierścienia)
ale i w taki „naturalny” oraz „niezłożony” sposób. W każdym razie zmierzam do
tego, że lektury mogą czegoś nauczyć uczniów, ale wydaje mi się, że większość
lektur jest zbyteczna i jedynie służy do katowania ucznia. Nie wszystkie
lektury są dobre i nie wszystkie lektury są złe. Jednak takie lektury jak Lalka
czy też Cierpienia Młodego Wertera sprawiają, że jedyne czego uczą
mnie one to jest to moja cierpliwość wobec głównych bohaterów, bo, jeżeli oni
by się nie zabili, to może w jakiś sposób ja bym ich zabiła. Naprawdę.
I nie wiem już
czy to odpowiedź na to pytanie jest poprawne, i zadowalające Agnieszkę, ale mam
nadzieję, że nie namieszałam za bardzo. Pozdrawiam! :)
Lektury szkolne
mogą nas wiele nauczyć. Pokazują nam jak rozwijało się pisarstwo na przestrzeni
lat, przekazują różne wartości, niekiedy wprost, a kiedy indziej są one ukryte,
ale zawsze w jakiś sposób na nas wpływają. Najlepszym tego przykładem jest Mały książę, książka
niby lekka i przyjemna, ale tak naprawdę jest przekazem wielu wartości. Dzięki
lekturą możemy także przeczytać, jak ludzie reagują często na pewne wydarzenia.
Tak jak to przedstawiono w Folwarku zwierzęcym
autorstwa George'a Orwella, tu historia była przedstawiona za pomocą zwierząt,
ale tak naprawdę zostały w niej przedstawione zachowania ludzi – i tak, i tak
coś nam będzie nie pasować, zawsze ktoś kogoś zdradzi, będzie kłamać i
oszukiwać. Ale trzeba też pamiętać, że często przez takie właśnie lektury typu Krzyżacy, Pan Tadeusz i
wiele innych, uczniowie się męczą, ponieważ dla nich taki styl, jaki ówcześnie
w pisarstwie panował, jest obcy dla młodzieży. I niestety potem coraz więcej
ludzi nie czyta innych książek niż lektury szkolne, ponieważ oceniają je przez
pryzmat tych, do których czytania zostali zmuszeni. Więc czy nie lepiej byłoby
dodać kilka nowości? Nie trzymać się cały czas jednej listy książek, aby
uczniowie zobaczył, że książka to nie jest zło wcielone? Uważam, że lektury
szkolne uczą, ale też często męczą młodzież.