Autor: Charles Dodgson
Tytuł: Alicja w Krainie Czarów
Tytuł oryginalny: Alice's Adventures in Wonderland
Wydawnictwo: Siedmioróg
Liczba stron: 135
Charles Lutwidge Dodgson znany jest lepiej pod pseudonimem
Lewis Carroll. Najsławniejsza jego powieścią była wydana w 1865 roku „Alicja w
Krainie Czarów”.
Alicja, tytułowa bohaterka, spędza czas ze swoją siostrą.
Nagle spostrzega Białego Królika, który pędzi na złamanie karku, upominając się
przy okazji. Zainteresowana dziewczynka podąża za nim, przez co trafia do
magicznej krainy, która w niczym nie przypomina jej świata. Zwierzęta potrafią
mówić, a cukierki sprawiają, że można albo urosnąć, albo zmaleć. To jeszcze nie
jest najbardziej zaskakujące – Alicja poznaje Księżną, której kucharka używa
tylko pieprzu, rozbija talerze, a dziecko jej chlebodawczyni jest prosiaczkiem.
Oprócz tego dziewczynka wprasza się na herbatkę do Kapelusznika i Zająca
Marcowego, którzy podwieczorek jedzą już od tygodni. Na swojej drodze spotyka
też kota, który potrafi znikać i pojawiać się kiedy tylko chce. Na końcu Alicja
ma zaszczyt poznać parę królewską – Królową Kier, która wszystkim ścina głowy i
jej nieco zastraszonego męża. Przy okazji przeżywa masę śmiesznych i
nieprawdopodobnych przygód – prawie tonie we własnych łzach, jest świadkiem w
procesie sądowym i ciągle zmienia swój wzrost.
Alicja jest przedziwną bohaterką. Po pierwsze to mała
dziewczynka, która jest łatwowierna i porywcza. Łatwo ją zdenerwować, co często
okazuje. Przy okazji nie potrafi trzymać języka za zębami, co pokazała między
innymi opowiadając Myszy o tym jak jej kot łowi gryzonie. Oprócz tego wydaje
się być nieco samolubna i uparta. Bardzo trudno spierać się z jej zdaniem.
Przyznam szczerze, że nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia, właśnie przez swój
charakter.
Sama historia jest zwariowana i niesamowita. Spotkane przez
dziewczynkę zwierzęta, stworzenia i ludzie są różnorodni, ale nieco zbyt
oderwani od rzeczywistości. Często wypowiadają się bez najmniejszego sensu, co
utrudnia zrozumienie sytuacji. Mocną stroną opowieści jest jej
nieprzewidywalność – nie potrafiłam powiedzieć, co zaraz się stanie.
Jeśli chodzi o stronę techniczną to należy pochwalić piękne
wydanie mojego egzemplarza – znajdują się w nim zarówno kolorowe obrazki, na
specjalnych kartka, jak też czarno-białe rysunki wplecione w tekst. Całość
otoczona jest prostą, acz ozdobną ramką, która nadaje dodatkowego uroku
książce. Jeśli chodzi o treść, to warto w tym momencie nadmienić, że czytałam
wersję w przekładzie Marii Morawskiej. Jest to ważna informacja, gdyż
przekładów „Alicji…” było w Polsce kilka. Każdy różni się detalami, ale też ma
coś oryginalnego w swoim wydaniu. W mojej wersji zauważyłam kilka literówek i
połączeń słów, a także braki wcięć akapitowych. Co dla mnie jest też minusem,
niektóre kwestie dialogów wplecione były w narrację, a inne ciągnęły się przez
kolejne akapity, co bardzo utrudniało odbiór.
Książkę czytało mi się całkiem dobrze, chociaż nie
zachwyciła mnie. Podeszłam do niej z wielkimi oczekiwaniami i poczułam się
zawiedziona. Trudno mi było zrozumieć sens tej opowieści. Jest ona dobrze
napisana – dialogi są interesujące, postaci różnorodne a całość tekstu w miarę
spójna. Nie potrafiłam jednak wczuć się w daną mi historię i przez to
rozczarowałam się.
Komu mogę polecić książkę? Na pewno tym, którzy lubią bajki
i nie boją się irracjonalności. Tego jej na pewno nie brakuje. Poza tym to
całkiem miła opowieść, jeśli ktoś nie stawia jej zbyt wysokich wymagań.