Powtórka z Disneya – "Vaiana: Skarb oceanu"



Nastoletnia Vaiana od dziecka była przygotowywana przez rodziców do pełnienia roli przywódcy ich małej społeczności. Dziewczyna miała doradzać, pomagać i rządzić, jednak tak naprawdę pragnęła żeglować. Ojciec jednak zabraniał jej zbliżać się do wody, twierdził, że jest niebezpieczna. Za to babcia Vaiany pragnęła, by wnuczka robiła to, co kocha. Gdy wyspę zaczyna nękać dziwna choroba, która niszczy drzewa i ziemię, Vaiana postanawia, że tak tego nie zostawi. Wyrusza w drogę, by odnaleźć półboga Maui, który przed laty skradł serce Te Fiti, bogini, która zapewniała wyspom żywotność. Jeśli Maui zwróci jej kamień, uda się uratować lud Vaiany.

Vaiana: Skarb oceanu to najnowsza produkcja Disneya z 2016 roku. Akcja rozgrywa się na Oceanie Spokojnym, a główną bohaterką jest tytułowa nastoletnia dziewczyna, Vaiana.

Vaiana jest uparta i odważna, ale też trochę porywcza. Przecenia swoje siły i możliwości, wypływając w pojedynkę w podróż, mimo że nigdy nie żeglowała. Jest jednak zdeterminowana, walczy o dobro swojego ludu i to dla niego chce się poświęcić.

Jej zupełnym przeciwieństwem jest Maui – krnąbrny, zapatrzony w siebie, niepokorny półbóg, którego siła i zdolności mogą pomóc lub zaszkodzić dziewczynie. To on doprowadził do tego, że wysypy umierają, lecz w ogóle się tym nie przejmuje. Czuje się upokorzony tym, że przegrał walkę i został strącony na wyspę na wiele lat samotności, lecz szybko zapomina o tym fakcie, gdy pojawia się szansa na ucieczkę.
 
Bohaterami drugoplanowymi są m.in. ocean, który dostał cechy ludzkie (ujawnia się jako coś w rodzaju „gluta”, fali, która macha, bezsłownie porozumiewa się z bohaterami, coś jak dywan z Aladyna) i kurczak – strasznie bezmyślne stworzenie, które wywołuje salwy śmiechu przy każdej scenie, w której się pojawia. Jako przeciwników mamy wielkiego kraba, który uwielbia złoto, kokosy, które ze słodkich istotek zamieniają się w krwiożercze bestie, a także wielką postać z lawy, która chce uniemożliwić bohaterom zrealizowanie zadanie.
 
Głosów postaciom użyczyli: Weronika Bochat w tytułowej roli, Igor Kwiatkowski (nie poznałam go!) jako Maui, Dorota Stalińska w roli babci Tali czy Maciej Maleńczuk jako wielki krab. Na dodatek Vaina to jedna z tych animacji, w których nie mogło zabraknąć fantastycznej muzyki. Trzeba przyznać, że ścieżka dźwiękowa filmu jest fenomenalnie zrobiona. Każda piosenka ma doskonały, mądry tekst, dopasowany do tego, co dzieje się na ekranie bądź tego, co przeżywają bohaterowie. Jeden z utworów wykonuje Kuba Jurzyk, którego absolutnie uwielbiam, i nie mogłam przestać się uśmiechać, gdy go słuchałam. 
 
Jednak poza ciekawą fabułą, w której nie brakuje akcji, wzruszeń i momentów do przemyśleń, jest w Vaianie coś jeszcze, a mianowicie wiele nowości i puszczonych do widza oczek. Przede wszystkim fakt, że bohaterowie – poza tytułową postacią – są wytatuowani powala i mnie zauroczył. Po drugie scena z kokosami – niczym wodny Mad Max! To przeurocze. No i coś, co mnie zachwyciło – fakt, że Disney już kiedyś stworzył bajkę, której akcja rozgrywa się na małej wyspie na Oceanie Spokojnym. Jeśli przyjrzymy się bohaterom Vaiany i Lilo i Sticha zauważymy, że są bardzo podobnie narysowani. Ta sama kreska, te same barwy. To naprawdę genialne posunięcie. Poza tym nie zabrakło cudownej babci, która jest chyba jednym ze znaków rozpoznawalnych Disneya – nieco szalona, ale mądra i uczuciowa. A! I jeszcze scena śpiewu Mauiego - jeśli znacie animacje krótkometrażowe Disneya, na pewno skojarzycie ten schemat.

Warto dodać jeszcze dwa słowa na temat tego, jak bajka była prezentowana w kinie. Przed seansem, na którym byłam, puszczono jedynie dwa zwiastuny Aut 3 (robi wrażenie) i Pięknej i Bestii, a potem widzowie mogli obejrzeć krótkometrażówkę, w której serce i rozum nie mogą się dogadać (coś dla rodziców, którzy wybrali się z dziećmi na seans, szczególnie sceny pracy... serio, tak nas widzą dzieci?).

Vaiana: Skarb oceanu to świetna opowieść o tym, jak wiele jest się w stanie zrobić dla innych, co można poświęcić w imię dobra wspólnego. Fabuła, która wzrusza, bawi i zaskakuje – to naprawdę genialnie zrobiona animacja dla całej rodziny. I choć momentami możemy spodziewać się, jak dalej potoczy się akcji, nic nie jest w stanie nas rozczarować. Polecam z całego serca, ja jest absolutnie zakochana w tej bajce.

"Więzień labiryntu" James Dashner

Autor: James Dashner
Tytuł: Więzień labiryntu
Tytuł oryginalny: The Maze Runner
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Czas trwania: 11 godz.

http://audioteka.com/pl/audiobook/wiezien-labiryntu

Thomas budzi się w windzie. Nie wie, dokąd zmierza, i kim jest, nie pamięta nic poza swoim imieniem. Gdy w końcu dociera na powierzchnię, wita go grupa chłopców w różnym wieku. Niektórzy wydają się Thomasowi znajomi, lecz nie potrafi powiedzieć skąd. Chłopak trafia do Strefy – miejsca, z którego nie ma wyjścia. Za wysokimi murami rozciąga się jedynie labirynt, którego przebycie może dać chłopcom szansę na ucieczkę, jednak nie jest to proste. Co noc w labiryncie pojawiają się Bóldożecy, którzy są wyjątkowo niebezpieczni. Czy jest wyjście z labiryntu? I dlaczego w ogóle chłopcy trafili do Strefy?

Więzień labiryntu Jamesa Dashnera to pierwszy tom serii o tym samym tytule. To książki młodzieżowe, w których trzecioosobowy narrator śledzi działania Thomasa i jego znajomych ze Strefy.

Thomas jest inteligentnym i upartym chłopakiem, który wie, czego chce. Czuje, że powinien zaufać swojej intuicji i dlatego zamierza wejść od labiryntu i go zbadać. Poza tym chłopak łamie zasady obowiązujące w Strefie, ale robi to w dobrej wierze, a jego odwaga sprawia, że wszyscy zaczynają zdawać sobie sprawę, że może warto go posłuchać.

Strefa to miejsce niezwykłe. Każdy ma tu swoje zadanie, nikt się nie leni. Otoczona jest wysokimi murami, za którymi rozciąga się labirynt, z którego nie ma wyjścia. Labiryntu strzegą mechaniczne potwory, których użądlenie przynosi ból i przywraca część wspomnień, ale jest też często powodem pomieszania zmysłów. W Strefie mieszkają jedynie chłopcy, na dodatek w bardzo różnym wieku i o przeróżnych charakterach. Przebywanie ciągle w tej samej grupie wykształciło w nich pewnego rodzaju odmienną kulturę – mają swój slang, ustalone reguły, podział obowiązków, a nawet hierarchię społeczną. To rodzaj małego państwa, w którym każdy zna swoje miejsce.

Głównym tematem powieści jest szukanie sposobu na wydostanie się z labiryntu. Gdzieś w tle przewijają się też inne wątki – pytania, kim byli chłopcy przed trafieniem do Strefy, dlaczego się tu znaleźli, kto stoi za stworzeniem labiryntu i po co on powstał. Czytelnik wraz z bohaterami szuka odpowiedzi na te zagadki, jednak im dalej zagłębiamy się w fabule, tym więcej jest niejasności i mimo że zakończenie coś już nam wyjaśnia, wiemy, że to dopiero początek tej opowieści i jeszcze wiele przed nami.

Więzień labiryntu został wydany w formie audiobooka, którego lektorem jest Łukasz Garlicki. Aktor wyjątkowo pasuje mi do powieści młodzieżowej, bardzo przyjemnie się go słucha. Narracja w jego wykonaniu jest niemal pozbawiona emocji, jednak dialogi mają odrobinę inne brzmienie, pokazujące odpowiednie uczucia bohaterów. Nie narzuca nam swojej interpretacji, pozawala podziałać wyobraźni słuchacza.

Powieść jest naprawdę ciekawa. Ma świetną fabułę, pełną zwrotów akcji i zaskakujących momentów. Pojawiają się sceny momentami dość okrutne jak na powieść młodzieżową. Świetnie, że autor stworzył w swojej powieści społeczność, która rządzi się własnymi prawami. Dobrze się tego słuchało, choć przez bardzo długi czas miałam obawy, że tekst mnie nie zauroczy. Niepotrzebnie. To był bardzo przyjemnie spędzony czas, na pewno sięgnę po kolejny tom.

Jeśli jeszcze nie znacie Więźnia labiryntu, a jesteście fanami powieści młodzieżowych z pogranicza antyutopii, musicie sięgnąć po tę książkę. Polecam gorąco, bo to naprawdę wciągająca lektura.


Audiobooka wysłuchałam dzięki uprzejmości Audioteka.pl:


Fragment "Narodzin gniewu"

Dziś zapraszam Was na nietypowy post. Oto fragment powieści Joanny Jax Narodziny gniewu. Kolejną część znajdziecie u Oli KLIK jutro.


Następnego dnia wsiadł do pociągu zmierzającego w kierunku Chełmic. Z trudem przecisnął się do jakiegoś przedziału, gdzie lamentujące kobiety trzymały na rękach płaczące i usmarkane dzieci, a między ich nogami tkwiły pakunki wypełnione odzieżą, jakimiś pamiątkami i drobnymi elementami wyposażenia. Jakaś kobieta trzymała w dłoni klatkę z kanarkiem, ktoś inny posadził na kolanach psa, który, chociaż niewielki, z jazgotem szczekał na ptaka. Ktoś inny wyjął kawał chleba i zagryzając słoniną, wypełnił przedział zapachem jedzenia. Byli to ci sami ludzie, którzy kilka lat wcześniej opuszczali swoje chałupy i niewielkie spłachetka pól, by jechać do stolicy po dostatniejsze życie. I teraz, gdy widmo wojny zaczęło być realne, spakowali swój niewielki dobytek i ruszyli z powrotem do miejsca, skąd przybyli. Większość tę wędrówkę odbywała pieszo albo jadąc wozami, niczym bohaterowie westernów. Inni tłoczyli się w pociągach z nadzieją, że uda im się dojechać do celu, zanim zacznie się wojna.
Gdy dotarł do Chełmic, poczuł się dziwnie. Nie był w tym miejscu, odkąd sprzedał rodzinne włości i wyruszył do Warszawy w poszukiwaniu lepszego życia. Powinien patrzyć na miasteczko z nostalgią i rozrzewnieniem, ale jego wspomnienia z tego miejsca były gorzkie i ponure. Wysiadł z pociągu i czuł satysfakcję. Wyglądał teraz jak prawdziwy pan na tle ubogo odzianych ludzi kręcących się po peronie.
Całości dopełniała szarość budynków stacji, dżdżysta pogoda i para z lokomotywy, otulająca chmurą sadzy peron. Gdy nieco opadła, ujrzał kilka metrów dalej kobietę. Szamotała się z parasolką, a obok niej stała duża walizka. Nagle czas się cofnął i przypomniał sobie niemal identyczny widok sprzed dziewięciu laty, gdy po raz pierwszy ujrzał Adriannę Daleszyńską. Niewiele zmieniła się od tego czasu, wciąż była piękna, ale to już nie była dziewczyna, ale zmysłowa kobieta. Podszedł bliżej, żeby sprawdzić, czy wciąż pachnie landrynkami, ale tym razem nie poczuł niczego szczególnego.
– Pomogę pani – powiedział i wyciągnął rękę po niesforną parasolkę.
Popatrzyła na niego, zmierzyła wzrokiem i uśmiechnęła się. Był pewien, że nie rozpoznała w nim obdartego chłopaka, który wodził za nią oczami i błagał o jedno spojrzenie.
– Bardzo pan łaskawy – zaszczebiotała. – Pan chyba nietutejszy?
– Nie, przyjechałem z Warszawy. Po prowiant. – Roześmiał się sztucznie.
– Ja odwiedzam rodzinę narzeczonego – odpowiedziała życzliwie i zupełnie innym tonem niż kiedyś.
– A narzeczony? – zapytał Emil.
– Został zmobilizowany. Pożegnałam go wczoraj w Warszawie – odpowiedziała.
– Ach, cóż za przykry wypadek. Ja… – Nie dokończył zdania, nie chcąc tłumaczyć się, dlaczego nie dzieli losu mężczyzn w podobnym wieku. – Muszę opiekować się chorą siostrą.
– To dobrze, że panu pozwolono. – Kolejny raz uśmiechnęła się promiennie.
– Wyjedzie ktoś po panią? – zapytał ciekawie, ucinając temat.
– Niestety, nie. Nie miałam jak ich powiadomić. Muszę iść piechotą – zatroskała się.
To było coś nowego. Panna Adrianna idąca sześć kilometrów z ciężką walizką. I w dodatku nie stać jej było na dorożkę? A bogaty narzeczony bawił się w wojnę. Uśmiechnął się w duchu na myśl, jak los potrafi być przewrotny. On wiedział, że poradzi sobie w życiu, a kto wie, może wojna była kolejnym sposobem na dorobienie się. Był młodym człowiekiem, ale poznał już wszystkie smaki, jakie niesie ze sobą bogactwo i luksus. Dzięki swojemu sprytowi zaszedł tak daleko i dalej podąży tą drogą, nie zastanawiając się nad czymś, co się nazywa moralnością. Jego też nikt nie żałował, gdy opluł go ojciec i kobieta, która teraz wdzięczyła się do niego, bo był elegancko ubrany i połyskiwał drogim zegarkiem. Wszystko miało swoją cenę, Adrianna Daleszyńska również.
– Jeśli pani pozwoli, podwiozę panią dorożką, bo w tej dziurze taksówki raczej nie znajdziemy. Nie wyobrażam sobie, żeby tak urocza kobieta niosła taką ciężką walizkę – dodał szarmancko.
Nie odmówiła. Ochoczo wsiadła do nieco zdezelowanej dorożki, a on obok. Bez kompleksów i obaw, że niegodny jest takiej kobiety. Kiedy się przedstawił, jej oczy jeszcze bardziej rozbłysły i była oczarowana faktem, że mogła poznać brata wielkiej warszawskiej gwiazdy.
Podjechali przed dworek Chełmickich, Lewin pożegnał się z Adrianną i powiedział, że nigdy w życiu o niej nie zapomni.
– Jedno spotkanie zrobiło na panu takie wrażenie? – zapytała słodko.
– Tak… panno Adrianno. Jedno spotkanie może zostawić w człowieku niezapomniane uczucie. To takie przeżycie, które odciska po sobie ślad na wiele lat, jeśli nie na całe życie… – Uśmiechnął się obłudnie.
– W takim razie mam nadzieję, że nie będzie ostatnie – dodała kokieteryjnie.
„Głupia dziwka” – pomyślał z pogardą Lewin, gdy zniknęła za bramą, a on wracał do miasteczka, by odwiedzić inną głupią dziwkę, Alicję Rosińską, przyjaciółkę jego siostry.
Już nie mógł się doczekać kolejnego spotkania z Adrianną, rozważał, jak mógłby rozpalić jej uczucie do niego, by potem potraktować, jak ona jego pewnego słonecznego dnia. Targały nim dziwne uczucia. Z jednej strony tęsknota za świeżością pierwszego zauroczenia, gdy wybranka zdaje się idealna, a miłość fascynująca, z drugiej – wyrzucał sobie chłopięcą naiwność, bo to piękne uczucie było jedynie wytworem ludzkich marzeń i pragnień o byciu kochanym bez względu na to, kim się jest i jakim majątkiem się dysponuje. Tymczasem ta krystalicznie czysta miłość okazała się zwykłą dziwką, która przychodzi tylko wtedy, gdy jej dobrze zapłacisz.
Nawet jego ukochana matka oddała swoje wdzięki grubo starszemu Chełmickiemu, bo miał pozycję i był bogaty. I co z tego, że Ignacy Lewin, zanim stracił nogi w wojennej zawierusze, był najprzystojniejszym mężczyzną w Chełmicach, kiedy to pieniądze i pozycja okazały się większym afrodyzjakiem dla Anny Lewin. Emil był przekonany, że stary Antoni nie musiał do niczego zmuszać matki, wystarczyło kilka gładkich słów, parę tandetnych prezentów, a ona poszła niczym mucha do lepu. Świat kręcił się wokół pieniądza, to on był bożkiem napędzającym życie i zakładał ludziom na nos różowe okulary, aby mogli udawać, że coś takiego jak romantyczna miłość istnieje. I każda inna.
Alicja ucieszyła się z wizyty Lewina, bo była bardzo ciekawa, jak sobie radzi Hanka.
– Podwoziłem Adriannę Daleszyńską do dworku – powiedział Emil, pakując do walizki wiktuały.
– Julian jeszcze nie wyjechał? – zapytała Alicja z nadzieją w głosie.
– Nie, wczoraj wyjechał do Warszawy. Narzeczona chyba jeszcze zabawi trochę w Chełmicach – dodał, chociaż Alicja nie pytała o Adriannę.
Nie zastanawiała się zbyt długo. Wyciągnęła z szafy w przedpokoju swoją dużą walizkę i zaczęła w pośpiechu pakować rzeczy.
– Wyjeżdżam z Emilem do Warszawy! – krzyknęła.
Jej rodzina zamarła w bezruchu, jedynie Lewin nie przestał upychać jedzenia do swojej walizki.
– Dokąd? Zaraz wybuchnie wojna – zapytała zatrwożona matka.
– Muszę, mamo. Muszę tam wrócić – odpowiedziała Alicja.
– Tu będziesz bezpieczniejsza – mruknęła niezadowolona matka.
– Mamo… Tam jest Hanka, tam jest moje życie… – odpowiedziała.
Z trudem wcisnęli swoje wypchane jedzeniem bagaże do pociągu i stojąc na korytarzu niemal na jednej nodze, późnym popołudniem 31 sierpnia dotarli do Warszawy. Alicja postanowiła zostać w mieszkaniu Hanki, które wieczorem opuścił Emil, z ulgą wracając do siebie i z radością przyjmując pomoc jej przyjaciółki. Siostra stanowiła w tej chwili zbędny balast, a on musiał zastanowić się, jak przetrwać to, co niebawem nastąpi, albo jak przed tym uciec.
Następnego poranka zniknęły ostatnie złudzenia. 1 września 1939 roku wojna stała się faktem. Z megafonów i głośników radia wciąż docierały informacje, przemówienia i apele. Warszawiacy jeszcze z pewnym niedowierzaniem i rezerwą podchodzili do całej sprawy, ale gdy kolejne wiadomości donosiły o walkach toczących się na granicy, ofiarach i bombardowaniach, docierało do nich, że dyskusje polityków i barwne przemówienia w tej chwili już nie mają znaczenia, bo tam, na granicach, giną polscy żołnierze, rodacy rzuceni na pastwę ogromnej potęgi militarnej Rzeszy.
Hanka i Alicja wyszły na ulicę, patrząc na lamentujące kobiety, skupionych albo rozkrzyczanych mężczyzn i ogarniającą miasto panikę. Lewinówna, okryta szalem, stała blada pod jednym z megafonów i łkała. Alicja przytulała ją do siebie i starając się przekrzyczeć głosy megafonów i ludzi, mówiła głośno:
– Hanka, przestań, musisz być silna i wytrzymać. Słyszałaś, na pewno za kilka dni Wielka Brytania i Francja wypowiedzą wojnę Niemcom i pogonią z Polski tych drani, a wtedy przyjedzie Tomasz i życie wróci do normy.
– Nie wierzę, nie wierzę… – mamrotała Hanka.
Alicja nie wiedziała, czy Hanka nie wierzy w rychłe zakończenie wojny, czy w pomoc aliantów. Ona myślała w tej chwili o Julianie. Podobno już od marca szykowano się do wojny i on w tym czasie, jako oficer kawalerii, był zmobilizowany i przydzielony do armii Modlin. Tyle wiedziała, że w tym dniu jest w okolicach Mławy i będzie walczył. To już nie były manewry i dyskusje, czy wojna będzie, czy Beck, minister spraw zagranicznych, zażegna konflikt. To, czego najbardziej się bała, nadeszło. Nawet jeśli dotrą posiłki od Anglików czy Francuzów, on będzie wciąż walczył. Mógł zostać ranny albo zginąć. Nieważne było, że przez to nie zdążył się ożenić, niechby nawet, byle żył.

dalej: TU

"Rodzina Borgiów" Mario Puzo



Autor: Mario Puzo
Tytuł oryginalny: The Family
Wydawnictwo: Albatros
Czas nagrania: 16 godz. 27 min

http://audioteka.com/pl/audiobook/rodzina-borgiow

Kardynał Rodrigo Borgia bierze udział w konklawe, które obiera go na papieża. Od tej chwili zmieni się nie tylko życie jego i jego rodziny, lecz także całego kościoła. Jako papież Aleksander musi wzmocnić swoje siły i obronić Rzym przed najazdami Francuzów, ale też niesnaskami władców państewek włoskich. W tym celu zaczyna zastanawiać się, z kim związać swoje dzieci, by małżeństwa te były dla niego opłacalne. Cezar, najstarszy z synów, jest kardynałem, który w planach Aleksandra ma zająć jego miejsce, ale papież ma jeszcze Juana, Jofre i Lukrecję. Musi zaaranżować opłacalne małżeństwa, bo czasy są niespokojne...

Rodzina Borgiów Mario Puzo to powieść historyczna, w której fikcja literacka przeplata się z niektórymi z faktów, jak chociażby postaciami, które się tu pojawiają. Wydarzenia zaprezentowane w powieści pochodzą z przełomu XV i XVI wieku.

Wątków jest kilka, pierwszy i najważniejszy z nich dotyczy władzy. Papież jest niczym król, musi wydawać rozkazy, mieć własne wojsko i dbać o rodzinę i swoją przyszłość. Jego władza jest jednak bardzo rozległa, bo sięga nie tylko Rzymu, lecz całego chrześcijańskiego świata. To on może obalać królów lub przywracać ich do łask, twierdząc, że ich władza pochodzi od Boga. To silna i bardzo wpływowa funkcja. Dodajmy do tego jeszcze całkiem inne spojrzenie na funkcję papieża, którą serwuje nam autor. To nie tylko nobliwy człowiek, który modli się gorliwie o pokój i sprawiedliwość. Aleksander nie stroni od uciech cielesnych, gromadzenia majątku i intryg. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak się zachowa i co planuje. 


Drugim z motywów, które widzimy, jest rodzina. To nie tylko dobro o dzieci, które przejawia papież, lecz także niesnaski między rodzeństwem, walka o wpływy i uwielbienie ojca, pozycję i przyszłość. Nie brakuje miłości i nienawiści, namiętności, zdrad i sekretów. A to wszystko tylko wśród najbliższej rodziny. Każdy z jej członków to odmienny charakter, temperament, co czyni opowieść barwną i nieprzewidywalną.

Książka napisana jest w ciekawym stylu. Nie brakuje opisów, które głównie dotyczą ludzi i ich przeszłości. Autor bardzo dobrze oddaje uczucia targające bohaterami i zaskakuje wieloma wątkami, które porusza. Czy są one prawdziwe? Trudno orzec, jednak w historii zachowały się niejasne i nieprecyzyjne szczegóły dotyczące Borgiów, więc... kto wie?

Lektorem Rodziny Borgiów jest Wiktor Zborowski. Aktor ma bardzo przyjemny głos, który świetnie wpisuje się w historię, którą czyta. Dodatkowo sprawia, że czytelnik nie może się oderwać od jego brzmienia i pobudza wyobraźnię. Przyznam, że nie zawsze aktorzy jako lektorzy są dobrym pomysłem, jednak w tym przypadku był to strzał w dziesiątkę.

Rodzina Borgiów to lektura porywająca i wciągająca, choć niektórzy mogą uznać ją za rozwleczoną momentami i zbyt powolną jeśli chodzi o tempo narracji. Jeśli jednak lubicie powieści historyczne, jest to dla was pozycja obowiązkowa. Bardzo dobrze zbudowana narracja, świetna fabuła, ciekawe postacie – czego chcieć więcej?



Audiobooka wysłuchałam dzięki uprzejmości Audioteka.pl: