Ian Lancaster Fleming to człowiek, który stworzył postać
Jamesa Bonda. Ten brytyjski agent jest jego najsłynniejszą postacią książkową,
chociaż wielu zna go głównie dzięki filmom. Ponieważ sama jestem wielką fanką
adaptacji przygód 007, sięgnęłam po serię książek. Po recenzji „Żyj i pozwól
umrzeć”, przyszedł czas na drugi w kolejce – „Moonraker”.
Napisana w 1955 roku książka, to opowieść o kolejnym
zadaniu, które dostaje Bond od swojego szefa, M. Początkowo wydaje się, że
sprawa jest prywatna – chodzi o bogacza, który oszukuje w karty. Bond ma
rozgryźć jak to robi i… dlaczego. Okazuje się jednak, że to nie koniec jego
pracy. W przedsiębiorstwie Hugo Draxa dochodzi do morderstwa i samobójstwa.
James zostaje członkiem ochrony firmy, a M zleca mu wytłumaczenie zbrodni.
Pobyt w zakładzie Draxa powoduje, że tajny agent zmienia o nim zdanie –
początkowo uważał go za bezczelnego bogacza, którego zresztą potraktował jak
„ścierwo”. Potem jednak zaczyna się do niego przekonywać, a ja wraz z nim. Drax
to tytan pracy, mąż stanu, który dba o dobro Anglii, budując wspaniałą rakietę
obronną – tytułowy Moonraker. A na dodatek zapomina o wieczorze, w którym grał
z Bondem w karty i stara się zatrzeć złe pierwsze wrażenie jakie w nim wywołał.
Śledztwo wykazuje jednak, że Drax ma dwa oblicza, które James
i jego znajoma, sekretarka milionera poznają w dość przykrych okolicznościach.
Oczywiście jak to bywa z komandorem Bondem, bardzo ich to do siebie zbliży.
W książce nie mogło zabraknąć złego typa i pięknej kobiety.
Do tego jesteśmy przyzwyczajeni z filmów. Drax to świetnie wykreowana postać, z
ciekawą przeszłością. Historia jego życia jest mocnym punktem powieści. Kuleje
za to kobiecy punkt książki – piękna, odważna, sekretarko-agentka Gala.
Czytając, miałam wrażenie, że zbyt często zmienia zdanie i często nie wie co
robi, jakby podczas pisania o niej, autor nie mógł się zdecydować co dalej z
nią zrobić.
Głównym wątkiem jest oczywiście walka dobra ze złem. Poza
tym ważny jest wątek historyczny, który miał wpływ na życie Draxa. No i
oczywiście romantyczny temat – Bond i ślicznotka. To ciekawe, że książkowy
James jest tak bardzo kochliwy – nie namiętny i pożądliwy, ale kochliwy!
Tak jak w poprzednim tomie z serii minusem są zdania, które
albo są niesamowicie długie, albo brakuje w nich czegoś, przez co ma się
wrażenie, że czytamy urwane myśli. Jest tu jeszcze więcej błędów redaktorskich,
niż w poprzedniej części. Nie miałam w ręku oryginalnej wersji, ale wydaje mi
się, że polski przekład nie postarał się tak jak należy. W środku opisów
występują dialogi, co bardzo rozprasza.
Pierwsze co mnie jednak uderzyło w tej części przygód
sławnego agenta to przekleństwo i to już w jednym z pierwszych rozdziałów. A co
ciekawe, nie w dialogu, tylko w narracji.
Ponownie ciekawym dodatkiem jest słowniczek dodany od tłumacza
na końcu powieści. Wyjaśnia on niektóre z obcojęzycznych zwrotów, a także
podpowiada co jest czym. Bardzo atrakcyjne i pomocne rozwiązanie dla wszystkich
ciekawskich.
Jak bym określiła tę pozycję? Jako sensację. To zdecydowanie
ten typ książki. Poza tym to doskonała powieść szpiegowska – klasyk gatunku.
Po przeczytaniu pierwszej książki byłam rozczarowana. Tym
razem, mimo że styl, budowa treści i klimat były podobne książkę czytałam z
przyjemnością, omijając jedynie większe fragmenty związane z opisem Moonrakera
(głównie te fragmenty, gdzie było wspomniane działanie rakiety i prawa fizyki,
które wykorzystano w jej budowie – dla typowej humanistki to żadna frajda). Być
może wiedziałam już czego mam się spodziewać po Flemingu, dlatego moje odczucia
co do książki były inne.
Komu poleciłabym tę książkę? Tak samo jak poprzednią – fanom
ekranowego Bonda. A także tym, którzy lubią intrygi, sprawy wagi państwowej i
śledztwa. To ciekawa pozycja dla każdego kto ma chwilę wolnego czasu. Warto,
mimo że nie ścina z nóg.
Nie czytałam żadnej książki o Bondzie, chociaż filmy znam. Muszę kiedyś nadrobić lektury... Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńLubię serie, cykle, sagi itd., więc myślę, że kiedyś skuszę się też na Jamesa Bonda.
OdpowiedzUsuńFilmy oczywiście zam ale żadnej książki o Bondzie nie czytałam ;p
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń