Autor: Lev Grossman
Tytuł: Czarodzieje
Tytuł
oryginalny: The Magicians
Wydawnictwo: Młody Book
Liczba stron: 496
Quentin jest
specyficznym młodzieńcem. Lubi książki, którymi wszyscy jego znajomi zachwycali
się w dzieciństwie, i magiczne sztuczki. Gdy trafia na egzamin do dziwnej
szkoły, jest trochę zdziwiony, ale robi wszystko, o co się go prosi. W końcu
dostaje informację, że został przyjęty do Brakebills, szkoły, w której uczy się
magii, ale nie takiej, jaką zna Quentin – to nie są sztuczki z monetami, tylko
prawdziwe zaklęcia. Czy skoro magia istnieje, istnieje też Fillory, kraina, o
której chłopak czytał w ulubionych książkach?
Czarodzieje to pierwszy tom trzyczęściowego
cyklu Lva Grossmana pod tytułem Fillory,
który opowiada o młodych ludziach z magicznymi zdolnościami. Głównym bohaterem
jest Quentin. To nieco zagubiony chłopak, który zawsze był inny od reszty znajomych.
Dopiero w Brakebills poczuł się jakby był u siebie, magia uratowała go przed
stoczeniem się na dno.
Powieść
skupia się na tym, jak Quentin radzi sobie w świecie magii. Mamy wiele
rozdziałów poświęconych jego życiu w Brakebills, nauce, egzaminom, nowym
znajomościom. Nauka magii wcale nie jest prosta. Polega na opanowaniu
skomplikowanych formuł, układów dłoni i języków obcych. Jednak nie tylko na
nauce skupia się nowe życie chłopaka. Poznaje lepiej innych magików,
zaprzyjaźnia się i zakochuje, a przy okazji odcina też od reszty kolegów, gdy
zostaje prymusem. Czas nauki to dla niego także ciągłe porównania świata ludzi i
świata magii. Czuje, że odciął się od tamtego zżycia, a jednak i w tym nowym
miejscu nie jest do końca szczęśliwy.
To, co
bardzo podobało mi się w powieści, to stworzony przez autora świat. Wiele osób
mówi, że to zlepek kilku innych książek i pomysłów i mimo że momentami
faktycznie można odnieść takie wrażenie, mnie to nie przeszkadzało. Polubiłam
klimat tej powieści, ponieważ Grossman zdecydował się nadać swoim postaciom
ludzkie charaktery – postacie nie były na wskroś dobre bądź złe, przepełniały
ich emocje, uczucia, popełniały błędy, przeklinały i nie stroniły od używek i
namiętności. Drugą rzeczą, która mnie urzekła, jest Fillory. Każdy fragment, w
którym wspominano o tej krainie, o książkach na jej temat, chłonęłam całą sobą.
To fascynujące miejsce, ciekawie opisane, nie dziwi mnie zatem, że Quentin bardzo
chciał do niego trafić.
Minusów
powieści widzę kilka. Po pierwsze niektóre zachowania postaci. Co prawda
wszystko, co robili, było bardzo ludzkie i dostosowane do ich wieku – przecież
młodzi ludzie popełniają wiele błędów, a jednocześnie chcą spróbować masy
nowych rzeczy. Dużo seksu, narkotyki, morze alkoholu i wulgarne zachowania – to
właśnie otrzymujemy. Na dodatek przez większość powieści ma się wrażenie, że
jest to dołująca historia o młodzieży, która nie radzi sobie z problemami, a
magia wcale nie leczy ich zblazowania. Po drugie Quentin jest naprawdę
denerwujący, chociaż właśnie tego się po nim spodziewałam, sięgając po powieść.
Kolejną rzeczą, która mnie drażniła, była płaszczyzna czasowa. Lata mijały w
zaledwie parę chwil, niektóre wydarzenia przeskakiwano, mimo że były ważne,
opisywano je w paru słowach. Przez to miałam wrażenie, że coś mi umyka.
Czarodzieje to książka, która nie jest wybitna,
ale którą czytałam z ogromną przyjemnością. Uwielbiam serial na jej podstawie,
wiedziałam zatem, czego się spodziewać i właśnie to otrzymałam. To powieść,
która mi się spodobała, choć wiem, że wiele osób uznaje ją za nudną i
powielającą pewne znane schematy. Mnie to nie przeszkadza, lubię jej klimat i
na pewno sięgnę po kolejne części cyklu Fillory.
Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Młody Book:
Zapowiada się ciekawie. Bardzo fajna recenzja
OdpowiedzUsuńSięgnęłam po tą serię właśnie dzięki serialowi, ale niestety nie polubiłam się z tym cyklem i się poddałam po pierwszej części. A serię komuś oddałam - chyba do biblioteki.
OdpowiedzUsuńTym razem sie nie skusze, zupełnie nie moje klimaty:-) ale recenzje z chęcia przeczyatłam i na tym pozostanę.
OdpowiedzUsuńMi jednak wystarczy tom drugi, który po prostu niezmiernie mnie irytował. I nawet nie chodziło o powielanie schematów, a sam styl i wulgarność powieści, która miała być przecież baśniowa.
OdpowiedzUsuń