W oparach krwi – Dracula

Jonathan Harker przebywa w klasztorze, w którym dochodzi do siebie. Przez jakiś czas był więźniem hrabiego Draculi, który „gościł” go w swoim zamku. Jonathan nie pamięta dokładnie swojej wizyty u arystokraty, ma pewne przebłyski dotyczące wydarzeń, które miały tam miejsce. O swoim pobycie opowiada przesłuchującej go siostrze zakonnej, która bardzo dociekliwie dochodzi do prawdy.

Dracula od Netflixa to kolejna wariacja na temat znanego klasycznego dzieła Brama Stokera. Tym razem otrzymujemy tylko trzy odcinki, ale każdy z nich mógłby być samodzielnym filmem, jeśli chodzi o długość. W miniserialu zobaczymy Claesa Banga, który fenomenalnie oddał postać tytułowego hrabiego, Dolly Wells, Johna Heffernana i Morfydd Clark.

Fabuła każdego odcinka skupia się nieco na innych rzeczach, jednak ogół to historia życia tytułowego hrabiego. Na początku otrzymujemy przesłuchanie, które prowadzi siostra zakonna. Bohater, Jonathan, był więźniem Draculi i teraz opowiada o tym, co przeżył. Jego zeznania są niepełne, ponieważ ma luki w pamięci i nie wie, co z jego wspomnień to prawda, a co nie. Kolejne odcinki pokazują działania hrabiego, a także… przenoszą nas w czasie.

Podobało mi się przedstawienie zmian, jakie zachodziły w Jonathanie. Po spędzeniu czasu z hrabim nie był on już sobą. Nie do końca wiemy, czy sam jest wampirem, czy nie. Jego wygląd sugeruje, że stało się z nim coś złego, jednak odnosimy wrażenie, że jest raczej żywym trupem niż łaknącym krwi potworem.

Pierwsze dwa odcinki mają świetny klimat. Bardzo mroczny, gotycki, odpowiedni do tej historii. Zadbano też o stroje i scenografię. Wszystko wypada wręcz genialnie. Niestety trzeci odcinek psuje odbiór całości, jest nieadekwatny do tego, co pokazywano nam wcześniej. Uratowałoby go lepsze rozpisanie akcji i fabuła, jednak i to gdzieś zniknęło, jakby koncepcja została zapomniana. Pomysł na przeniesienie w czasie był ciekawy, jednak przez to serial stracił swój urok.

Na plus należy zaliczyć grę Claesa Banga, który wcielił się w Draculę. Jest niepokojący, tajemniczy, jednocześnie pociągający. Potrafi samym spojrzeniem wywołać ciarki na plecach. Przy okazji gest wycierania ust z krwi wychodzi mu wspaniale, wręcz hipnotyzująco. Świetnie oddał postać hrabiego, kradnąc przy tym całe show.

Dracula niejednokrotnie był inspiracją dla twórców filmów, seriali, gier i innych dzieł. Nie dziwi więc, że ciągle powstają nowe interpretacje jego historii. Tym razem jednak czegoś mi w niej zabrakło. Pod względem wykonania jest dobry, jednak ostatni odcinek psuje klasyczną atmosferę grozy i odziera niebezpiecznego wampira z pewnej tajemniczości. Można było wykorzystać znacznie lepiej tę ikoniczną wręcz postać, dać jej nowe możliwości i sprawić, że odnajdzie się w nowej sytuacji. Tu jednak odniosłam wrażenie, że celem twórców było pokazanie, że czasy się zmieniły, a krwiożerczy hrabia nie robi już na nikim takiego wrażenia.

9 komentarzy:

  1. Nie słyszałam o tej produkcji! Ale skoro wypada średnio, to może odpuszczę sobie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niedawno odświeżyłam sobie znajomość z prawdziwym "Draculą", a ostatnio z jego inspiracją w ramach "Dracula", przyjemnie zatem będzie kontynuować te klimaty, ale oczekiwania na wielki show. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Skoro wypada średnio to daruje, ale nawet nie zauważyłam na Netflixie nawet.

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba to nie do końca są moje klimaty. :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. To raczej nie moje klimaty, choć lubię książki o wampirach itp, ale ta do mnie nie przemawia.

    OdpowiedzUsuń
  6. lubię takie klimaty, ale nie wiem, czy akurat ta konkretna adaptacja jest dla mnie

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie słyszałam o tej produkcji, a wydaje się być tworem idealnym dla mnie :) muszę to koniecznie sprawdzić

    OdpowiedzUsuń

Daj znać, co sądzisz o wpisie!