Steppenwolf – tytan, który chce
zniszczyć ziemię, łącząc artefakty na niej ukryte – odbiera Amazonkom jeden z
boxów, które mają mu pomóc w wykonaniu zadania. Batman postanawia nie dopuścić
do zgładzenia planety. Wie jednak, że sam nie da rady tytanowi. By walczyć z
zagrożeniem potrzebna jest mu drużyna, dlatego werbuje Wonder Woman, Aquamana,
Cyborga i Flasha do Ligi Sprawiedliwości. Jednak te siły także nie wystarczą –
przydałaby im się pomoc Supermana. Tyle że Clark nie żyje, a wraz z nim umarł
też superbohater.
Liga
Sprawiedliwości to film
zainspirowany komiksami DC. W obrazie zobaczymy najbardziej znanych bohaterów,
w tym Batmana i Supermana. W obsadzie znalazły się prawdziwe gwiazdy – Ben
Affleck, Henry Cavill (uwielbiam go, idealnie pasuje do roli Supermana), Gal
Gadot, Ezra Miller (uroczy w jego wykonaniu Flash sprawia, że film nabiera
świeżości, młodzieńczości i zyskuje ogromną dawkę humoru), Jason Momoa
(najbardziej wyluzowany superbohater, na dodatek sprawiający, że ma się
ślinotok, gdy zdejmuje koszulkę), Ray Fisher, Jeremy Irons i Amy Adams.
Głównym wątkiem filmu jest walka ze
złem, w tym przypadku ze Steppenwolfem, który chce zniszczyć ziemię. Jednak
tylko część akcji skupia się właśnie na tym. Wiele poświęcono tematowi
budowania zespołu, przekonywania jego potencjalnych członków do wstąpienia w
szeregi tych dobrych. Jest wiele rozmów dotyczących moralności, przeszłości i
przyszłości postaci.
To, co jest mocną stroną filmu, to
fakt, że bohaterowie nie zawsze wygrywają. Mimo siły i zdolności ponoszą
klęski. Tylko współpraca jest w stanie zagwarantować im sukces, o czym będą
musieli się przekonać, stając ramię w ramię do walki. Drugim plusem jest humor
– nie zgodzę się z tym, że żarty są wymuszone, co można często przeczytać w
innych recenzjach, ja zaśmiewałam się ciągle z czegoś, co było z pozoru
subtelne, a okazywało się naprawdę fajnym motywem. Trzecią zaletą są postacie
Flasha i Aquamana. Obaj panowie sprawili, że film ogląda się z ogromną
przyjemnością. Wonder Women jest za poważna, Batman jest smutasem, Cyborg to
mózgowiec, z którym nie ma zabawy, a właśnie ci dwaj sprawiają, że Liga Sprawiedliwości jest warta
obejrzenia. I nie chodzi tylko o to, że Momoa bez koszulki sprawia, że mam
ochotę piszczeć. To on jest tym niepokornym, nieco narwanym, któremu brakuje
jedynie butelki dobrego alkoholu do wizerunku „niegrzecznego chłopca”. Flash za
to jest młodym chłopakiem, który nie dogaduje się z rówieśnikami, nie do końca
radzi sobie ze swoimi zdolnościami, potyka się o własne nogi, a jednak sprawia
przy tym tak sympatyczne wrażenie, że samo jego pojawienie się na ekranie
wywołuje uśmiech na twarzach widzów.
W Lidze Sprawiedliwości nie brakuje akcji, humoru i ciekawych
bohaterów. Całość jednak składa się na dość przeciętną historię z mglistą
fabułą, którą nie do końca jestem w stanie objaśnić komuś, kto nie widział
filmu. Jak zwykle przy filmach o superbohaterach – czegoś mi zabrakł, choć
trudno powiedzieć czego dokładnie. Mimo to jest to film, który można obejrzeć z
przyjemnością, pośmiać się i miło spędzić czas. Jeśli będziecie mili okazję,
sięgnijcie po niego śmiało.
Bardzo lubię Supermana, więc pewnie będę niedługo oglądać ten film :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie przepadałam za Batmanem i Supermanem, ale wersja filmowa w ogóle mnie odrzuca. Jak dla mnie ten film to zżynka z Marvela. Do tego nieudolna. DC produkuje niezłe komiksy, lubię też serialowego Flasha, ale filmy? Nope.
OdpowiedzUsuń;)
OdpowiedzUsuń