Miguel marzy o tym, by być
muzykiem. Niestety w jego rodzinie muzyka jest zabroniona od momentu, gdy
założycielkę rodu zostawił mąż – piosenkarz. Musiała radzić sobie sama,
nauczyła się tworzyć obuwie i tak utrzymywała siebie i córkę. Miguel nie chce
być szewcem, pragnie śpiewać. Gdy o jego pasji dowiaduje się babcia, jest
zdruzgotana. Chłopak postanawia, że i tak będzie śpiewać, a by pokazać, że ma
do tego dryg, planuje wystartować w konkursie talentów.
Coco to najnowszy film Disneya, który przenosi widzów do
Meksyku w przeddzień święta zmarłych. W filmie usłyszymy Michała Rowińskiego w
roli Miguela, Macieja Stuhra jako Hektora (i w wokalu również!), Bartosza
Opanię, Mariana Opanię, Agatę Kuleszę, Ewę Szykulską, Tomasza Błasiaka, Teresę
Lipowską, Mariana Dziędziela i Joannę Kołaczkowską.
Główny bohater – chłopak imieniem
Miguel – marzy, by być muzykiem jak jego idol, Ernesto de la Cruz. By pokazać
rodzinie, że ma talent, postanawia wziąć udział w konkursie talentów. Nie ma
jednak gitary. Chłopak uznaje, że ukradnie gitarę zmarłego idola, pochowanego
na lokalnym cmentarzu, lecz gdy tego dokonuje, trafia do świata duchów, gdzie
spotyka się ze swoimi przodkami.
Akcja rozgrywa się głównie w
mieście duchów. Miguel jest tu jedynym żywym i cielesnym człowiekiem, reszta to
szkielety zmarłych. Okazuje się, że przodkowie zbudowali całe miasto, które
dobrze prosperuje, a raz do roku udają się na ziemię, by zobaczyć, jak powodzi
się ich bliskim. Chłopak musi dostać błogosławieństwo od kogoś z bliskich, by
móc wrócić do domu.
Cały film opiera się głównie na
dotarciu do Ernesta de la Cruza, który według Miguela jest jego przodkiem. Chłopak
nie może przyjąć błogosławieństwa praprababki, która każe mu porzucić muzykę. Tylko
prapradziadek Miguela, czyli Ernesto, może sprawić, że wróci on do domu i
będzie śpiewać. W dotarciu do idola pomaga chłopakowi Hektor – kłamca, oszust i
raczej mało ciekawy typ w świecie kościotrupów.
Coco to film zaskakujący. Nie brakuje w nim akcji i
humoru, a do tego cudownych kadrów i pięknych kolorów. Dzięki temu ogląda się
go naprawdę dobrze. Najmocniejszym jego punktem jest jednak historia – fakt, że
zmarli bliscy nadal gdzieś istnieją, patrzą na nas i dbają o nasze dobro.
Disney pokazuje też, co dzieje się z tymi, o których nikt nie pamięta po
śmierci. To także film o walce o własne marzenia i szukaniu swojego miejsca w
życiu. Przede wszystkim jednak to niesamowicie wzruszająca animacja, w której
śmierć wcale nie jest końcem życia.
I choć tytułowa Coco – prababcia Miguela
– pojawia się na ekranie sporadycznie, to cudownie ogląda się relacje chłopca i
prababci, która jest naprawdę stara i niedołężna, a jednak to ona jest
najbliższa Miguelowi. Dorosły widz wie, że jej dni są policzone, rozkłada nas
na łopatki stwierdzenie jej ojca, którego pragnieniem jest zobaczenie jej po
drugiej stronie, a także fakt, że Miguel tak uwielbia tę staruszkę.
Coco to animacja bardzo ciepła,
rodzinna, cudownie wykreowana i z fantastyczną historią. Jestem pod ogromnym
wrażeniem tego, jak wiele emocji wywołał u mnie ten film. Koniecznie zobaczcie,
naprawdę warto.
Bardzo chcę i cieszę się, że takie filmy powstają :D
OdpowiedzUsuńA ja nigdy o tym filmie nie słyszałam! Z ciekawości muszę go zalukać jak dorwę go gdzieś na internecie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Wydaje się uroczą bajką :)
OdpowiedzUsuńŚwietna;)
OdpowiedzUsuń