Poirot udaje się w podróż sławnym
Orient Expressem. Na pokładzie pociągu spotyka ciekawe osoby, w tym księżnę,
naukowca, lekarza i małżeństwo arystokratów. Poirot poznaje też handlarza
antyków, który chce go zatrudnić. Mężczyzna sprzedaje podróbki i przez to ma
problemy, dlatego prosi sławnego detektywa o ochronę. Belg odmawia. Potem
okazuje się, że rzeczony Ratchett zostaje zamordowany. Czy Poirot dojdzie do
tego, kto zabił mężczyznę?
Morderstwo
w Orient Expressie to jedna z
najbardziej znanych powieści Agathy Christie. Na jej podstawie kilkukrotnie
powstawały filmy. Tym razem za przeniesienie jej na wielki ekran zabrał się
Kenneth Branagh, który zagrał też główną rolę w filmie. Poza nim zobaczymy też
Penelope Cruz, Willema Dafoe, Judi Dench, Johnny’ego Deppa, Josha Gada,
Michelle Pfeiffer, Olivię Colman czy Daisy Ridley.
Film rozpoczyna się od sceny, w
której przedstawia się widzowi Poirota – widzimy go, jak wybrzydza przy
śniadaniu, jak tłumaczy, czym jest dla niego równowaga i jak rozwiązuje sprawę
skradzionego przedmiotu. Obserwujemy jego spryt i to, jak przewiduje sytuację,
która wydarzy się dopiero za kilka minut. Potem akcja przenosi się do pociągu i
tu pozostaje do końca obrazu. Między tymi dwiema lokalizacjami prezentuje się
widzowi też inne postacie – przyjaciela Poirota, który załatwia mu miejsce w
Orient Expressie, księżnę, Ratchetta, doktora i młodą guwernantkę.
Poirot ma za zadanie rozwiązać
sprawę morderstwa biznesmena. Przepytuje ludzi, przeszukuje przedziały i
walizki, a wszystko to w niewielkiej, pociągowej powierzchni. Tak jak w książce
– tropów jest wiele, a pasażerowie wydają się poza podejrzeniami. Jednak to
właśnie w pociągu ukrywa się przestępca – tylko kto nim jest?
Mocną stroną filmu są na pewno
pięknie kręcone sceny. Scenografia też robi swoje. Bardzo podobało mi się, gdy
kamera pokazywała postacie z góry, ciekawie wyglądają też górskie scenerie. Są
jednak pewne mankamenty, których nie da się przeoczyć – na przykład bardzo
nachalne przedstawienie widzowi hrabiego i hrabiny, którzy w pierwszych
minutach filmu są jeszcze całkowicie nieznani i trudno powiedzieć, po co w
ogóle tego typu wprowadzenie, gdy akcja się jeszcze nie rozpoczęła.
Minusów jest znacznie więcej. Po
pierwsze momentami dopada nas wrażenie mocnego uwspółcześnienia filmu, które
objawia się często w dialogach. Postać pani Hubbard jest niesamowicie
irytująca, nie można na nią patrzeć. Największym jednak minusem jest sam
Poirot. Nie ma on nic wspólnego z tym książkowym. Jest denerwujący, zbyt żwawy,
ściga przestępców, nie ma w sobie tej powolnej, klasycznej, angielskiej
elegancji, która wyróżniała powieściowego detektywa. Jest też wyjątkowo
nieskromny, co sprawia, że jawi się jako pyszny i samolubny.
Bardzo liczyłam na to, że Morderstwo w Orient Expressie będzie filmem,
który odda ducha powieści Christie, a niestety przeliczyłam się. To był dobry
film, owszem, ale zupełnie nie przypominał tego, co chciała oddać sławna
pisarka, tworząc postać detektywa i zagadkę w pociągu. Był zbyt współczesny,
Poirot był mało książkowy, całość nie przypominała sławnej książki o detektywie.
Można obejrzeć, ale jeśli jesteście fanami Christie, nie oczekujcie seansu w
klimacie powieści.
Jeszcze nie miałam okaxji oglądać.
OdpowiedzUsuńNo niestety - ten film nie oddał ducha Christie :(
OdpowiedzUsuńa też na to serio liczyłam.
Nie był zły, ale wielcy fani Christie mogą czuć sie rozczarowani po seansie.
Nie można "ekranizować powieści" klasyki gatunki z bohaterem, który jest ikoną i całkowicie się od tego odcinać! Poirot z wąsami po uszy? Biegający po dachach? Wysoki? Strzela? Mierzy? Wyłamujący klamki? Ściga przestępców? Przecież od tego miał towarzyszy! Gdzie jego gracja? Czy cokolwiek prócz nazwiska zostało w tej postaci?
OdpowiedzUsuń;)
OdpowiedzUsuń