„–
Liczy pan, że zacznę gadać?
–
Nie, panie Bond. Liczę, że pan umrze”.
Bond dostaje nowe
zadanie. Ma obserwować Goldfingera, który podejrzewany jest o przemyt złota. Nikt
nigdy go jednak na tym nie przyłapał. Goldfinger uwielbia wygrywać, dlatego
oszukuje w karty, a pomaga mu przy tym Jill Masterson. Gdy Bond udaremnia mężczyźnie
dalsze kantowanie i uwodzi jego znajomą, nie wie jeszcze, że te decyzje będą
miały dla niego tragiczne skutki. James zostaje znokautowany, a Jill zabita. Na
tym zadanie się jednak nie kończy. Bond zostaje wysłany na pole golfowe, gdzie
ogrywa przeciwnika i jeszcze bardziej go złości. Kolejne kroki prowadzą agenta
do Genewy, gdzie poznaje żądną zemsty Tilly Masterson i dowiaduje się, jak
Goldfinger przewozi złoto...
Goldfinger to trzeci film o przygodach
Jamesa Bonda. Scenariusz na podstawie siódmej powieści Iana Fleminga posłużył
twórcom do nakręcenia dalszych losów najbardziej znanego agenta na świecie. Film
ukazała się w 1964 roku.
Tym razem
przeciwnikiem Bonda jest tytułowy Goldfinger. Ma obsesję na punkcie złota i nie
cofnie się przed niczym, by je zdobyć. Układa się z najbardziej wpływowymi i
niebezpiecznymi ludźmi świata i wyjawia im swój plan. Chce uśpić żołnierzy w
Fort Knox i ukraść złoto przechowywane w skarbcu. Okazuje się jednak, że plan
jest nieco bardziej skomplikowany i podły, niż ujawnia to jego twórca.
Pomocnikiem Goldfingera
jest Oddjob – niemy Koreańczyk o dużej sile, zabójczym kapeluszu i niemal
stalowej skórze. Jest niebezpieczny i nieprzewidywalny. Jego złośliwy uśmieszek
wywołuje u widza ciarki.
W filmie mamy trzy
kobiety, które pojawiają się obok agenta. Na początku Jill Masterson (Shirley
Eaton), potem jej siostra Tilly (Tania Mallet) i na końcu Cipcia Obfita (Honor
Blackman). Dwie pierwsze z powodu znajomości z Bondem kończą raczej marnie,
trzecia dotrwa do końca filmu i zamknie go sceną typową dla produkcji o Bondzie
– podczas ratunku Bond skupi się raczej na ciele partnerki niż na ucieczce.
Główną rolę
powierzono ponownie Seanowi Connery’emu. To doskonały aktor, który pasuje tu
jak nikt inny. Jego elegancja, styl i klasa są odpowiednie dla postaci Bonda. Connery
nadaje granemu przez siebie bohaterowi pewnego luzu, nonszalancji, uroku. Głównym
przeciwnikiem 007 jest Goldfinger grany przez Gerta Froba.
Nie zabrakło też
postaci znanych z poprzednich części. Widzimy na ekranie M – w tej roli
ponownie Bernard Lee. Jest też Moneypenny, którą znowu zagrała Lois Maxwell. Do
tego nieśmiertelny Q w postaci Desmonda Llewelyna. Co ciekawe pojawia się też
postać znana z pierwszego filmu o Bondzie – Felix Leiter – ale tym razem gra go
zupełnie inny aktor, co zresztą będzie kontynuowane w kolejnych częściach serii.
Goldfinger to nie tylko film akcji, w
którym wiele się dzieje. Historia przedstawiona w tym obrazie to naprawdę fenomenalny
pomysł. Akcja napisana z rozmachem, cała gama gadżetów, sceny walki i pościgów
(co prawda nakręcone tak, że dziś raczej śmieszą, ale pokazują też magię kina
tamtych lat). Dodatkowo mamy piękny muzyczny motyw przewodni, który nie tylko
otwiera film, ale jako ścieżka dźwiękowa przewija się w nim wiele razy.
Ze smaczków, które
zainteresują bondomaniaków, warto wspomnieć o tym, że właśnie w Goldfingerze Bond zmienia samochód. Przesiada
się z Bentleya na Astona Martina. W tej części jest też scena, która potem
pojawi się w wielu innych filmach – Bond rozciągnięty na stole ze złota czeka,
aż promień lasera przetnie go na pół.
Goldfinger to niezły film, w którym nie
brakuje akcji i sensacji. Co prawda nie mamy przeciwnika, który pragnie zniszczyć
cały świat, ale nadal jest niebezpieczny i szalony. Od połowy filmu dzieje się
naprawdę wiele, dlatego warto chwilę poczekać i dać mu szansę. Przymknijmy też
oko na niektóre sceny – jak ta na końcu w samolocie. Zachęcam, bo Goldfinger to ciekawy film.
A na koniec...
wiecie, jak przyjaciel Bonda, Felix, go podsumował? Ja wiem!
„– Gdzie jedzie
ten twój koleś?
– Albo na
kielicha, albo do panienki”.
Nigdy nie kręciły mnie filmy o Bondzie, nie przepadam za filmami z lat siedemdziesiątych, sześćdziesiątych i wcześniej. Chociaż to klasyka.
OdpowiedzUsuńhttp://tamczytam.blogspot.com
Te starsze filmy z Bondem są o wiele lepsze. Ten się do nich niewątpliwie zalicza.
OdpowiedzUsuńKiedyś miałam ambitne plany aby obejrzeć wszystkie części Bonda. Kiedyś.
OdpowiedzUsuńDo tej pory nie potrafię zrozumieć, jak komuś mogą podobać się filmy o Bondzie. Szanuję, ale i tak nie rozumiem. :P
OdpowiedzUsuńWidać nie oglądałaś!🎥🎥🎥🎥
Usuń