Riverdale
W
małym miasteczku Riverdale w tajemniczych okolicznościach ginie bogaty
nastolatek. Na miejscu zdarzenia jest jego siostra bliźniaczka, która twierdzi,
że Jason wypadł z łódki i utonął. Kilka dni później ciało chłopaka znajdują
przypadkowi uczniowie i odkrywają, że to nie był wypadek, a Jasona ktoś zabił. W
tym samym czasie życie mieszkańców toczy się dalej. Do Riverdale wprowadza się
Hermione Lodge z córką Veronicą. Kobiety chcą ukryć się w małym miasteczku i
uniknąć szumu medialnego dotyczącego głowy rodziny, Hirama, który trafił do
więzienia.
Riverdale zapowiadało się
doskonale – małomiasteczkowy klimat, który lubię, licealiści rozwiązujący
tajemniczą kryminalną sprawę, a do tego kilka wątków pobocznych. Pierwszy sezon
był jeszcze w miarę znośny, drugi natomiast rozwalił mnie na łopatki głupotą. Nielogiczne
zachowania bohaterów, dramaty wyssane z palca, kreacje postaci leżące i
wołające o pomstę do nieba to tylko część zarzutów. Zabrakło wszystkiego, na co
liczyłam – od kryminalnej sprawy, która będzie budować atmosferę, po dobrze
przeprowadzone wątki poboczne. Żenujący i głupi serial.
Lista klientów
Riley
opuszcza mąż. Pewnego dnia po prostu znika z jej życia, zostawia ją bez środków
do życia i z dwójką dzieci na głowie. Kobieta postanawia się nie poddawać,
zatrudnia się w salonie masażu, by zarobić na życie. Okazuje się, że firma nie
jest do końca tym, czego się spodziewała – klienci proszą o „szczęśliwe
zakończenie”, co początkowo przeraża Riley, jednak z czasem zaczyna rozumieć,
że tylko zadowalając mężczyzn, będzie w stanie zarobić dodatkowe pieniądze.
Tematy w
serialu zostały potraktowane… po macoszemu. Spodziewałam się, że obejrzę coś,
co rozpali moje zmysły niczym doskonały erotyk, ale tak się nie stało. To dla
mnie niezrozumiałe, ponieważ warunki ku temu były – piękna, zgrabna i powabna
Jennifer Love Hewitt, wysportowani, przystojni i nadzy mężczyźni to tylko część
tego, co dodawało smaczku scenom w salonie i podkręcało atmosferę. Niestety
stół do masażu okazał się raczej kozetką u psychologa niż miejscem na gorące
sceny seksu. Gdy już zaczynało być ciekawie, sceny się urywały. Zmarnowało
świetny potencjał. Gdyby jednak nastawić się na serial obyczajowy… Nie, też
nie. Tematy poruszane w obrazie były traktowane bardzo powierzchownie. Alkoholizm
matki? Poświęćmy mu pięć minut, a córce nie fundujmy depresji z tego powodu.
Zdrada małżeńska? Ok, ja mogę, ale jak mój facet zbliży się do kogoś innego,
będę płakać. Problemy z wychowaniem dzieci? Nie przejmujmy się, samo minie. Mąż
wraca, jakby w ogóle nie widział problemu w swoim zniknięciu? Przyjmijmy go pod
dach i udawajmy, że nadal jest kochającym ojcem! Ogólnie wszystko traktowano z
niezwykłą lekkością, a Riley była chyba najbardziej wyluzowaną kobietą na
świecie. Mimo tysiąca zmartwień zawsze miała czas na wino z przyjaciółką,
makijaż i randki.
Niestety Lista klientów to bardzo marny serial.
Idealny, jeśli szukacie czegoś jako tła dla innych rzeczy, ale jeśli chcecie
wciągnąć się w fabułę i polubić bohaterów, nie tędy droga. Rozczarował mnie,
nie porwał, ale skończyłam oba sezony tylko dlatego, że wiedziałam, że nic
więcej nie ma.
The Rain
W
Danii zaczyna padać deszcz, który powoduje bolesną i szybką śmierć ludzi.
Simone, Rasmus i ich rodzice uciekają z miasta i zaszywają się w bunkrze, który
należy do firmy, w której pracuje dr Fredrik. Tu są bezpieczni. Ojciec musi
opuścić rodzinę, by poszukać pomocy, a matka przypadkowo wystawia się na deszcz
i umiera. Od tej chwili rodzeństwo zostaje samo, muszą radzić sobie we dwójkę.
Nigdy jednak nie zwątpili w to, że ojciec po nich wróci.
Niestety
jest wiele minusów w tym serialu. Po pierwsze bohaterowie – papierowi, bez
emocji, mimo że przedstawia się ich osobiste historie, nie da się z nimi zżyć,
bo ich rozwój zatrzymał się gdzieś w późnym dzieciństwie. Nie mają wyobraźni
ani refleksji nad tym, co robią. Nie bardzo potrafią sobie poradzić w czasach,
w jakich przyszło im żyć. Zamiast trzymać się razem, współdziałać, nie
dopuszczać do niebezpiecznych sytuacji, zachowują się nielogicznie. Simone
chodzi po mieście i krzyczy, jakby nie wiedziała, że ktoś może ją zaatakować.
Jest naiwna. Rasmus woli umrzeć niż żyć w świecie, gdzie nie ma bliskiej mu
osoby. Zachowuje się jak rozwydrzony pięciolatek, który nie dostał cukierka i
robi wszystko na złość rodzicom. W ogóle bohaterowie zamiast o przetrwaniu
myślą o miłostkach.
Po drugie
zarzutem jest też to, że scenarzyści obdarzyli bohaterów ogromnymi brakami w
sztuce przetrwania. Czy duńska młodzież nie ogląda filmów o apokalipsie? Nie
czyta książek tego typu? Zachowują się tak, jakby nie wiedzieli nic o świecie.
Bez problemu podchodzą do obcych, wierzą w dobre serca napotkanych ludzi, a dla
każdego niemal widza jasne jest, że czeka ich z tego powodu wiele
nieprzyjemności. Nie było dla mnie zaskoczeniem, gdy działo się coś złego,
wręcz przeciwnie – dziwiłam się, że dzieje się tak mało złego, skoro sami aż
się prosili o kłopoty.
The Rain miał być ciekawym serialem postapokaliptycznym, a
okazał się obrazem dla młodzieży, w którym najważniejsze są związki, kłótnie rodzeństwa
i jakieś głupoty zamiast przetrwania. Nudny, zaskakujący nielogicznością i
niedojrzałością bohaterów, słaby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Daj znać, co sądzisz o wpisie!