My name is Bond... James Bond
Na Jamajce
zamordowany zostaje agent MI6 i jego sekretarka. Strangways zajmował się
sprawdzaniem sygnału zakłócającego sterowani rakiet. Prawdopodobnie sygnał
nadawany był z Jamajki. Ponieważ sprawa jest nagląca, Bond musi sprawdzić, kto
i dlaczego pozbył się jego kolegi z MI6. Po wylądowaniu na Jamajce James staje
się obiektem zainteresowań Leitera – agenta CIA – oraz Denta – pracownika Dr
No. Kolejne ślady prowadzą Bonda na Wyspę Krabów, której boją się miejscowi.
Quarrel, miejscowy rybak, pomaga agentowi dostać się na podejrzaną wyspę, ale
wcale nie jest zadowolony z udziału w misji...
Pierwszy film z
serii o Bondzie pojawił się w 1962 roku. Obraz nakręcono na podstawie powieści
Iana Fleminga pod tym samym tytułem. Co ciekawe, Dr No nie był pierwszą książką o przygodach Jamesa, tylko szóstą.
Tytułową rolę
powierzono Seanowi Connery’emu. Elegancki, wysoki, przystojny – moim zdaniem
doskonale dobrany. Partnerowała mu m.in. Ursula Andress, która wcieliła się w
rolę ostatniej z kochanek Bonda w tej części. Oprócz niej James miał bliższe
stosunki również z Eunice Gayson oraz Zeną Marshall. Z męskich ról warto
przyjrzeć się Feliksowi Leiterowi, który będzie powracał w wielu filmach,
zazwyczaj z zupełnie inną twarzą.
Jeśli chodzi o
akcję – jest ona zbudowana doskonale. W filmie pojawiają się wątki
szpiegowskie, miłosne, są bójki, niebezpieczeństwo i sprawa wagi światowej,
którą agent James musi rozwiązać. Typowy dla tej serii konflikt dobra ze złem
jest tu pokazany inaczej niż w reszcie filmów. Bond nie wie, kto jest jego
wrogiem. Ma podejrzenia, że jest nim ktoś, dla kogo pracują osoby czyhające na
jego życie. Dopiero w kluczowym momencie odrywa, że przeciwnikiem jest Dr No.
To dość ciekawa
postać. Od niego dowiadujemy się, że pieniądze mają wielką władzę, a gdy
posiada je niewłaściwa osoba, może zrobić się nieprzyjemnie. Dr No chce
przechwycić amerykańskie rakiety za wszelką cenę. Co jednak najważniejsze,
wspomina on, że jest członkiem organizacji SPECTRE, która zrzesza złoczyńców
tego świata. To tylko jedna z rzeczy, które będziemy obserwować w kolejnych
filmach. Dorzućmy do tego szereg postaci – M, Q, Moneypenny – rzeczy – wódka z
martini, pistolety, auta – oraz powiedzonek i mamy skrót całej serii.
Wątek romansowy
bym pominęła, gdyż poza standardowym seksem bez śniadania i seksem z demaskacją
wroga nie dzieje się tu nic, co warte jest uwagi. Krótka znajomość z Honey
Ryder (Ursula Andress) jest moim zdaniem mocno żenująca. Dziewczyna ma traumę z
przeszłości, nie posiada podstawowej edukacji, ale bezwstydnie podrywa Bonda
tekstami z podstawówki.
Kolejną rzeczą,
która obecnie może śmieszyć są sceny bójek i jazdy samochodem. Połączenie ich
obu znajdziemy już na wstępie filmu, gdzie wypadają niesamowicie źle. Jazda
samochodem nagrana jest ze sztucznym tłem, a bójka została przyspieszona na taśmie,
by wyglądać dynamiczniej.
Źródło |
Muzyka to coś, na
co rzadko zwracam uwagę, jednak w tym przypadku nie mogłam sobie tego odmówić.
Motyw znany chyba wszystkim pojawia się kilkakrotnie, ale wstęp filmu ma też
swój utwór, skojarzony z klimatem Jamajki. Do tego czołówka z kobietami i
spojrzenie na Bonda przez lufę pistoletu – aż mam ciarki na samą myśl!
Co ciekawe, w tej
części nie ma jeszcze gadżetów, które tak uwielbiam w serii o Bondzie. James
sam główkuje, jak sprawdzić, czy ktoś szperał w jego rzeczach. Jest co prawda
trochę nowinek technologicznych, ale wszystkie po stronie wroga.
Ogólnie jednak film
jest bardzo ciekawy. Akcja nie gna jak w najnowszych częściach, rozwija się
powoli i daje nam dzięki temu wiele szczegółów, lecz nie przytłacza wątkami
pobocznymi. Connery jako Bond mnie ciągle zachwyca, a sama historia zapowiada
kolejne dobre części.
Bonda znam, masz całkowitą rację co do scen. W dzisiejszej dobie technologi, sceny bitwy czy pościgów wyglądają lepiej. Wtedy było gorzej, no i nie znam też danych, jakim budżetem dysponowała produkcja. Mimo wszystko filmy lubię i często do nich wracam ;)
OdpowiedzUsuńMuszę się przyznać do tego, że nie obejrzałam żadnego filmu o Bondzie, jakoś kompletnie mnie to nie przekonuje.
OdpowiedzUsuńMam taki plan: usiądę, zmotywuję się i obejrzę wszystkie filmy o Bondzie. Tak, to wszystko przez Ciebie.
OdpowiedzUsuńDziękuję. <3
Piątkowe wieczory z TVP1, polecam!
UsuńMiło mi, ja też zamierzam obejrzeć wszystkie, kolejny raz :D
Kiedyś, jak dobrze przysiądę, to postaram się oglądnąć wszystkie części, albo chociaż po jednej, ale do końca :D
OdpowiedzUsuńFilm ma niezwykły klimat i świetnie napisaną główną postać, plus dobre zdjęcia, nic tylko oglądać :)
OdpowiedzUsuńBonda uwielbiam, choć te starsze części znam nieco mniej :)
OdpowiedzUsuńOglądałam te starsze części. Nowszych w ogóle nie znam.
OdpowiedzUsuńOglądałam Dr No niezliczoną ilość razy! Mam niemały sentyment do pierwszych części a sam Connery jest dla mnie Bondem nr 2, tuż za moim ulubieńcem Craigiem!
OdpowiedzUsuńCzytałaś może książki? :)
pozdrawiam,
liveandletread
http://live-and-let-read.blogspot.com/