Uroda
może przynieść zgubę, szczególnie gdy z zazdrości macocha postanawia odebrać
życie swojej pasierbicy.
Śnieżka jest
piękną, młodą dziewczyną. Jej uroda znana jest w wielu miejscach na ziemi. Nie
może tego znieść jej macocha, której ambicją życiową jest być najpiękniejszą kobietą, jaką widział świat.
Gdy magiczne zwierciadło oznajmia jej, że to Śnieżka jest najpiękniejsza,
królowa postanawia się zemścić i wyeliminować konkurencję. Rozkazuje wiernemu słudze, by ten zaprowadził
dziewczynę do lasu i zabił. W tym samym czasie Śnieżka sprząta zamek,
podśpiewując i bawiąc się z gołębiami. Jej głos słyszy przejeżdżający
królewicz, który z miejsca zakochuje się w niej z wzajemnością. Dziewczyna nie podejrzewa
podstępu i udaje się z poddanym do lasu. Ten w ostatniej chwili postanawia
darować dziewczynie życie. Śnieżka ucieka, przerażona nie tylko złą macochą,
ale też ponurymi gąszczami, w których się znalazła. Na łące spotyka życzliwe zwierzęta, które prowadzą ją do
domku w środku lasu. Jest zaniedbany i niewielki. Śnieżka sprząta go i zmęczona
kładzie się spać. Okazuje się jednak, że dom ma już lokatorów, którzy nie są
zbyt zadowoleni z niezapowiedzianej wizyty...
Królewna
Śnieżka i siedmiu krasnoludków
to klasyk z 1937 roku. Pierwsza długometrażowa bajka o księżniczce Disneya. W
Polsce mamy jej trzy wersje dubbingowe – 1938, 1947 i 2009 roku. Ja oglądałam
wersję najwcześniejszą i o niej opowiem.
Historia o
dziewczynce, której nienawidziła macocha. Każdy zna tę opowieść. Pojawiają się
w niej dobre krasnoludki, które przygarniają sierotkę i chronią ją. Jest
królewicz na białym koniu i przyjazne stworzonka. No i oczywiście czarownica z
zatrutym jabłkiem. Nie ma udziwnień. Wielki plus.
Ponieważ wersja,
którą widziałam, jest dość słaba pod względem technicznym, nie będę zbyt wiele
mówić o tej kwestii. Warto jednak wspomnieć o tym, że główne postacie –
Śnieżka, macocha i królewicz – są narysowane tak fatalnie, że aż boli och
oglądanie. Miękka kreska, brak wyraźnych rysów twarzy, niemal niewidoczny nos
sprawiają, że postaci te odstają od wspaniale wyrazistego poddanego, który miał
zabić dziewczynę, czy krasnoludków. Nawet zwierzęta są lepiej narysowane.
Druga kwestia, na
którą warto spojrzeć, to wygląd i zachowanie Śnieżki. Prosta sukienka, bez
falban i ozdobników, niemal chłopięca fryzura. Zaróżowione policzki nadają jej
dziewczęcego charakteru. Przymknięte lub półprzymknięte w większości scen
powieki sprawiają, że jest niemal nieśmiała z wyglądu. Do tego – uwaga –
dziewczęca sylwetka. Dziewczęca, nie kobieca. Widać zarys talii, ale nie ma
biustu, nie jest też chudym patykiem. Widać, że postać wzorowano na dawnym typie
kobiety. Oczy też nie są tak wielkie jak u późniejszych postaci Disneya. Jest
naprawdę naturalna, no... ale brakuje jej tego nosa.
Z charakteru
Śnieżka jest przyjacielska, pomocna i odważna. Nie boi się wejść do obcego
domu. Szybko nawiązuje nowe znajomości. Krasnoludków traktuje jak dzieci – co
jest dziwne, bo mają brody, są od niej jedynie niżsi. Księżniczka potrafi
gotować, sprzątać (tu bym się spierała, ponieważ po wejściu do chatki
krasnoludków rozdziela zadania między zwierzęta, a sama jedynie dzierży
miotłę). Zwróciłam też uwagę na jej ruchy – wystylizowane niczym z niemego
filmu pozy, często rozłożone ramiona, odchylona głowa, które mają pokazywać
zastój, także jej pobudki rano, słodkie przeciąganie... Bardzo przypomina to
pierwsze filmy, które pokazywały się na ekranach kin. Tak właśnie grały tam
kobiety – niemal przesadnie, sztucznie. Śnieżka ma te same gesty. Zresztą nie
tylko przez to widać, że film nie należy do najnowszych. Także w słownictwie
znalazłam kilka rzeczy sugerujących o wieku bajki – jak choćby płeć w znaczeniu
skóra. Postaciom zdarzało się także mówić wierszem.
I teraz najgorsza
kwestia. Głos. Nie mogłam słuchać szczebiotania dziewczyny. Jej głos był
wysoki, a podczas śpiewu jeszcze wyższy. Nie zrozumiałam połowy słów. Taki sam
głos miał królewicz. Macocha zawodziła jak staruszka. To najsłabsza część
filmu.
W tym filmie
zaczynamy oglądanie od księgi, która prezentuje nam historię Śnieżki. Otwarta
okładka, litery z tekstem i... cisza. Nie ma obrazków (jak np. w Kopciuszku),
są tylko ogromne litery, pięknie wykaligrafowane i ozdobione, które każdy może
sam przeczytać. Co prawda są tylko dwie strony, które wprowadzają w akcję, ale
przecież małe dzieci nie będą w stanie zrozumieć, o co chodzi w znaczkach na
ekranie. Szkoda. W nowszej wersji (na pewno w tej z 2009) tekst jest czytany.
Miło zaskoczyła
mnie muzyka. Orkiestra doskonale podkreślała utworami to, co działo się w
bajce. Genialnie zagrany fragment podczas ucieczki Śnieżki w lesie spotęgował
nastrój grozy. Upadki, uderzenia i inne stłuczki oznaczono odpowiednio w
miejscach partii muzycznych. No i oczywiście wpadająca w ucho piosenka (chyba
jedyna, którą zrozumiałam ze słów) Hej ho,
hej ho, do domu by się szło.
Królewnę
Śnieżkę i siedmiu krasnoludków
widziałam dwa razy. Zawsze uciekałam od ponownego oglądania tej bajki. Teraz
wiem dlaczego. Głównym powodem jest głos. Nie podoba mi się, jak postacie
obdarzono konkretnymi barwami. Także historia mnie nie przekonuje – pokazuje,
że dla urody warto zabić. Wątek miłosny jest do bani – młodzi widzieli się
dosłownie 3 minuty (długość piosenki; oczywiście nie zabrakło ucieczki panienki
przed królewiczem, który śmiertelnie wystraszył ją pojawieniem się).
Najmocniejszym punktem są krasnoludki – obdarzone indywidualnymi cechami. Dla
nich można obejrzeć tę bajkę.
Polecam tym,
którzy chcą zobaczyć, od czego zaczęła się cała historia bajek o księżniczkach studia
Disneya. Dzięki niej można obserwować, jak bardzo zmieniły się bajki, a co w
nich zostało. Przez wiele filmów możemy obserwować niemal identyczne rysunki
zwierząt (w tej bajce jeszcze nie mówią, choć mają już pewne ludzkie cechy).
Można obejrzeć z sentymentu.
A no właśnie z sentymentu. W dzieciństwie często oglądałam tą bajkę :)
OdpowiedzUsuńWow, jaka recenzja bajki, nawet nie wiedziałam, że można o niej aż tyle napisać ;) ale to przecież podstawa dzieciństwa ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Pod względem grafiki wiadomo, że nowsze wersje miażdżą, ale z drugiej strony te stare bajki mają w sobie jakiś urok ;)
OdpowiedzUsuńMuszę chyba w te wakacje zrobić sobie maraton tych bajek, bo nic a nic nie pamiętam już :)
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do LBA, więcej szczegółów - http://withcoffeeandbooks.blogspot.com/2015/07/liebster-blog-award-4-i-5.html
Pozdrawiam :)
A ja dalej wolę bajki Disenya aniżeli inne beznadziejne filmy bez wartości!
OdpowiedzUsuńNawet wczoraj kupiłam sobie po promocyjnej cenie trzy bajki :D
Mam książkę z dokładnie takimi obrazkami, Disneyowska wersja. ;) Jedna z moich ulubionych bajek. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.