I przed dzikimi chroń nas Panie – Saint & Strangers



Grupa osób podróżuje z Anglii do Ameryki, by założyć tu kolonię. Jest początek XVII wieku, przyszli osadnicy są głęboko wierzący, chcą zbudować osadę i sławić imię pana wśród ludów. Obawiają się jednak Indian, którzy są według nich dzicy. Na dodatek Anglicy dają im powód do nienawiści, przy pierwszej okazji kradnąc ziarna Indian. Konflikt narasta, czy uda się go pokonać?

Saint & Strangers to miniserial National Geographic złożony z dwóch półtoragodzinnych odcinków. W obsadzie zobaczymy Raya Stevensona, Vincenta Kartheisera, Rona Livingstona, Kalaniego Queypo, Raoula Trujillo czy Barry’ego Sloane’a.

Fabuła jest dość przewidywalna. Biali ludzie przybywają na nowy kontynent i traktują wszystkich z góry, twierdząc, że Indianie to dzicy. Niestety nie zważają na to, że to oni są tu obcy – kradną mieszkańcom jedzenie, przez co skazują ich na głód, a siebie na wojnę. Osiedlanie się w nowym miejscu to także konflikty między mieszkańcami – zaczyna brakować jedzenia, choroba dziesiątkuje ich społeczność, a podejście do Indian dzieli ludzi. Jest też kwestia wiary – jedni ślepo wierzą w boski plan, inni chcą dopomóc sobie na ziemi, zajmując się tym, co doczesne, nie tym, co wieczne.

Akcja skupia się na Anglikach, ale nie brakuje też scen ukazujących, co dzieje się w domostwach Indian. Są one związane głównie z wątkiem białych ludzi – pomagać im czy nie ufać? Niektóre plemiona chcą przymierzem z Anglikami zapewnić sobie dodatkowe siły do ewentualnej walki, inne chcą ich zabić, bojąc się ich broni, chorób i zamiarów.
Interesujący jest wątek Squanto – Indianina, który przebywał z Anglikami, zna ich język i staje się pośrednikiem między nimi a swoimi pobratymcami. Ani jedna, ani druga strona nie ufają mu do końca. Nikt nie wie, co mężczyzna przekazuje jednym i drugim. Może ma swoje cele w tym, by skłócić próbujące się dogadać społeczności?
Niekiedy widz ma wrażenie, że widzi wciąż powtarzające się sceny – nadchodzą Indianie, Anglicy chowają kobiety i dzieci, a mężczyźni chwytają za broń. Za każdym razem wygląda to tak samo. Przepychankom nie ma końca, nie ma tu mowy o zaufaniu. Trochę brakło w tym wszystkim codzienności – zwykłych problemów bohaterów, niezwiązanych z tarciami na linii biali – czerwonoskórzy. 

Po trzech godzinach oglądania nie wyniosłam z serialu nic ponad to, czego się spodziewałam – Anglicy traktowali Indian jak gorszych, wiara w Boga nie była narzucana obcym, ale ciągle przewijała się w rozmowach, jakby nikt nie przyjmował możliwości istnienia innej kultury, obyczajów, wierzeń, a tylko to, co przywieźli do Ameryki Anglicy było jedynie słuszne. Trochę zmęczyło mnie oglądanie ciągle tych samych scen wrogości, zabrakło mi podstawowych kwestii związanych z codzienną egzystencją. 
Jeśli nie macie pomysłu, co obejrzeć, możecie zerknąć na Saint & Strangers. Nie jest długi, w sam raz na jeden wieczór. Nie spodziewajcie się jednak brawurowej akcji, to raczej serial w stylu dokumentu, dość statyczny, mało widowiskowy, mający ukazać pewne sprawy.

1 komentarz:

Daj znać, co sądzisz o wpisie!