Dlaczego nie lubię bibliotek?




Długo myślałam, czy napisać ten tekst. Powody „za” jednak przeważyły i oto jest. Moje powody niechodzenia do biblioteki.

Inni czytelnicy
To powód numer jeden. Przeszkadzają mi nie sami ludzie, lecz ich sposób traktowania książek. Nieraz byłam świadkiem tego, jak wygląda książka, którą miało w domu tylko parę osób. Czasem widziałam zaplamione kartki, pomazane okładki, a najgorzej serce boli mnie, gdy powieść, na którą czekam, która jest nowa i wraca od kogoś z domu, wygląda, jakby przeszła przez tysiąc rąk. Nie chodzi o to, że muszę mieć idealnie czystą powieść wprost z księgarni, lecz o fakt, że ludzie nie szanują tego, co nie jest ich. Ile razy musiałam czekać na powieść, bo komuś się zamoczyła i panie bibliotekarki musiały ją ratować. Przykre.


Ograniczenia
Związane z czasem wypożyczenia i liczbą książek na koncie. Zdarza się, że mam ochotę na powieść, której nie mam w domu i wizyta w bibliotece jest oczywistością. Okazuje się jednak, że po powrocie tracę zainteresowanie pozycją i zabieram się za nią za kilka dni. Niestety nie lubię być poganiania i zmuszana, a terminy trzymania powieści w domu sprawiają, że tak właśnie się czuję i dziwnym trafem czytanie idzie mi naprawdę kiepsko i długo męczę się z daną pozycją. Jeśli chodzi o możliwość wypożyczenia tylko kilku egzemplarzy, to przeszkadzała mi ona głównie na studiach, gdy musiałam do egzaminu czy pracy wziąć ze sobą kilkanaście pozycji.

Kolejki
Zapisy na książki to norma. Czasem, gdy widzę, że na pewną autorkę czai się przede mną kilka – a nawet kilkanaście – osób, po prostu odpuszczam. Najgorzej jest z cyklami, które są wypożyczane przez różne osoby w różnym czasie i na przykład drugi tom wraca we wrześniu, a trzeci już za dwa dni będzie dostępny.


Niezdecydowanie
Tych książek jest tam po prostu za dużo! Jak można wziąć do domu tylko jedną czy dwie, ewentualnie pięć, a resztę zostawić? Owszem, trudno mi się zdecydować, lubię zmieniać klimaty, dlatego nigdy nie wiem, na co akurat będę miała ochotę. Jak zatem wybrać te kilka pozycji, skoro nie wiem, co będę chciała czytać za kilka dni?

A wy, chodzicie do bibliotek?

13 komentarzy:

  1. Tak, chodzę do biblioteki, codziennie na osiem godzin :) Ale chodziłam i wcześniej.

    Problem niszczenia książek i zamieszanie z częściami serii to kłopot też dla nas, niestety nie za bardzo do przeskoczenia. Co do braku zdecydowania - tu już nic nie poradzimy ;) Może lepiej przychodzić częściej po mniej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że wiesz, że to trochę z przymrużeniem oka tekst ;) Jak widać po zdjęciach - bywam w każdej lokalnej bibliotece ;)

      Usuń
  2. Rozumiem Twoje powody, ja mam to szczęście, że nie ma większego problemu z wypożyczaniem większej liczby książek czy dłuższym czasem ich przetrzymania. Możliwe, że zależy dla kogo, ale mówię ze swojego doświadczenia. Mnie zazwyczaj motywuje do czytania to, że wiem o kimś, kto czeka na tę samą powieść, którą ja aktualnie czytam - to sprawia, że czytanie idzie mi wyjątkowo szybko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja chyba mam taką wewnętrzną niechęć do trzymania się terminów i to dlatego :D

      Usuń
  3. Czepianie się do pierwszego problemu według jest bez sensu. Niech pierwszy rzuci kamieniem kto nigdy przez przypadek nie uszkodził książki; przez zalanie jej czy jakikolwiek inny sposób. Rozumiem, gdy w żaden sposób nie próbuję się tego naprawić i właśnie muszą robić to bibliotekarki, ale każdemu może się zdarzyć taka sytuacja.
    2. Chodzę do dwóch bibliotek i nie mam jakiś problemów z terminami, a nawet jeśli przekroczę to zapłacę tę złotówkę, nie zbankrutuje od tego. Ograniczeń wypożyczeń chyba nie ma? Chyba, że chodzi o to, że przy wypożyczeniu możesz wziąć 5 książek. Ale i tak wydaje mi się, że to taka w porządku ilość.
    3. To akurat się zgodzę. Naturalnie, że nikt się nie będzie przystosował do nas, bo my chcemy coś przeczytać.
    4. To też jest mój problem... Mam mnóstwo książek do przeczytania z własnej biblioteczki, bo zawsze, ale to zawsze idąc do biblioteki nie mogę się powstrzymać i nie zabrać jakiejś książki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie chodzę, nie lubię. Tak po prostu. Lubię i chcę mieć książki, które czytam na własność, dlatego ostatni raz w bibliotece byłam chyba na studiach, kiedy potrzebne były mi materiały do napisania pracy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedyś chodziłam kilka razy w miesiącu, teraz raz na kilka msc. Ciągłe braki danych pozycji i krótki termin na przeczytanie (moja biblioteka jest na drugim końcu miasta, zupełnie w inną stronę niż szkoła czy sklepy, do których chodzę i nie zawsze mam czas tam podskoczyć i daną książkę oddać. Ograniczeń co do ilości książek u mnie nie ma, więc przeważnie wracam obładowana jak wół, a później pobijam swoje rekordy w przeczytaniu tego, by nie przekroczyć terminów.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja jestem niemal uzależniona od wypożyczania książek z biblioteki - nie potrafię sobie tego odmówić. Najbardziej chyba jednak drażni mnie konieczność oddawania książek w konkretnym terminie. Wiadomo, że to w sumie jest niezbędne, aby w bibliotece zapanował ład i porządek, jednak nie przepadam za czytaniem "na czas". Niestety czasami trzeba.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zazwyczaj chodzę do biblioteki raz na miesiąc,czasami częściej. Nie muszę przejmować się ograniczeniami czasowymi i ilościowymi. Wycieczka do biblioteki jest dla mnie zawsze formą relaksu :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jako dziecko i nastolatka praktycznie codziennie bywałam w bibliotece, ale teraz wolę mieć książki na własność :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Chodzę do biblioteki, bo nie lubię marnować pieniędzy na książki, które przeczytam tylko raz. Poza tym miejsce na regale się już skończyło i muszę pozbyć się trochę czytadeł o wampirach, to będzie miejscem nowe.
    W moim mieście, tak, w Radomiu coś działa jak należy, biblioteka publiczna jest naprawdę świetna - panie miłe, zawsze można o coś zapytać, termin przedłużyć i nigdy nie ma z tym problemu, a na dodatek księgozbiór stałe się powiększa. Kolejki też nie są jakieś okropne - "ustawiłam się w kolejce" po książkę na początku wakacji, miała być dopiero w październiku, a już od tygodnia mam ją w swoich łapkach.
    Książki nie są tak bardzo zniszczone.
    Dziwne, bo niby to kulturalny Radom, pełen typowych Sebów i Karyn, a jednak tak źle z tą biblioteką nie jest ;)
    Genialny wpis - mimo różnicy zdań i tak bardzo mi się podobał.
    Pozdrawiam,
    Posy z bibliotekaamarzen.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Daj znać, co sądzisz o wpisie!