Zostań korektorem v. 2


Cześć!
Mam nadzieję, że wzięliście udział w mojej zabawie korektorskiej. Zacznijmy od tego, dlaczego postanowiłam ją zorganizować. Widzę często wpisy, które pełne są narzekań na pracę korektora. Widzę też takie, w których ludzie twierdzą, że to prosty zawód i chcą zostać korektorami w przyszłości, ba! Nawet chcą poprawiać książki. Pominę fakt, że często ich wypowiedzi same usiane są błędami, bo przecież wszystkiego można się nauczyć, prawda? Chciałam wam pokazać, że poprawianie tekstów wcale nie jest łatwe. Wymaga skupienia, dobrego oka, czujności i przede wszystkim znajomości zasad. To, że wychwycicie kilka literówek, jest tylko ułamkiem tego, co korektor musi zrobić z tekstem. Mam nadzieję, że sami się o tym przekonaliście. Na pewno nie miałam takiej siły sprawczej, by zmusić was do refleksji nad tym, że nie warto w takim razie narzekać dalej na błędy w książkach, ale liczę na to, że zanim następnym razem obsmarujecie korektora w sieci, zastanowicie się, ile rzeczy udało mu się jednak wyłapać. Pamiętajcie też o trzech rzeczach: 1. Wszyscy jesteśmy ludźmi, błędy się nam zdarzają, choćbyśmy nie wiem, jak bardzo się starali; 2. Autor ma zazwyczaj wgląd w książkę, którą wydaje (szczególnie po etapie redakcji, choć znam i takich, co do samego końca będą chcieli oglądać tekst, i takich, którzy nie chcą już w niego ingerować), może jeszcze sam coś wyłapać, poprawić. Jeśli książka została przetłumaczona z innego języka, nie ma tego etapu (tzn. autor nie może zerknąć, co zrobiono z jego tekstem, czy dobrze zrozumiano jego metafory, tok myślenia nie został zmieniony), zatem nie ma dodatkowej pary oczu, która może coś wychwycić. Oczywiście, nie wszyscy autorzy i nie wszystkie wydawnictwa tak pracują. Miałam okazję współprowadzić agencję literacką, która na każdym etapie współpracowała z autorem i miał on wgląd do swojego tekstu po wszystkich zmianach, choć to raczej nieczęsta praktyka; 3. Nie zawsze wina leży po stronie korektora. Czasem na poprawienie 350 stron książki ma on jedynie cztery dni. Dużo? Na przeczytanie wystarczająco, na poprawienie błędów? Nie. A jeśli już coś poprawi, może to po prostu nie wejść do książki, bo na kolejnych etapach też pracują ludzie i też popełniają błędy.


Dajcie znać, z czym mieliście największy problem. Oto poprawiona wersja. Jeśli widzicie jeszcze jakieś błędy – śmiało. Czytałam ten tekst już tak wiele razy, że znam go na pamięć i poprawiłam go dla was automatycznie, może coś mi umknęło.


W piękny majowy poranek mój mąż Mirek postanowił obudzić mnie nietypowo.
– Musimy porozmawiać – powiedział poważnym tonem.
Byliśmy ze sobą dziesięć lat. Spotkaliśmy się w liceum, ale wtedy nie zaiskrzyło między nami. Przez pewien czas nie mieliśmy ze sobą kontaktu, aż pewnego dnia po prostu wpadłam na niego na ulicy. Pamiętam, że zwróciłam uwagę na jego oczy – dlaczego wcześniej nie zauważyłam, że są tak intensywnie zielone? Właściwie nawet nie zielone, a zielononiebieskie, lazurowe. Poszliśmy na kawę, zamówiłam latte, on wziął małą czarną. Mimo że nie widzieliśmy się ponad sześć lat, rozmawiało się nam świetnie. Okazało się, że to superciekawy facet. Szczególnie podobało mi się w nim to, że naprawdę potrafił słuchać drugiej osoby i angażował się w tę rozmowę całym sobą. Kolejnym spotkaniom towarzyszyły niespodzianki: bladoniebieskie kwiaty, które uwielbiałam, słodko-gorzkie czekoladki, długie spacery w blasku zachodzącego słońca. Randki, na które chodziliśmy, zakończyły się ślubem. Tego dnia miałam na sobie długą suknię z cekinami. Między jednym tańcem a drugim okazało się jednak, że nie był to dobry pomysł – przy każdym obrocie cekiny odpadały i strzelały w gości. Moja siostra oberwała w twarz i miała nieduże znamię.
Nasz ponaddziesięcioletni związek był jednak nie najłatwiejszy. Po ślubie mieszkaliśmy z moimi rodzicami, z którymi Mirek nie umiał się dogadać. Po kilku latach dorobiliśmy się własnego domku z ogródkiem i żyliśmy jak w bajce.
W ten majowy poranek wszystko miało się jednak zmienić.
– Mam kogoś – przyznał Mirek, a ja aż poderwałam się z łóżka.
Jak to możliwe, że po tylu wspólnych latach on nagle znalazł sobie inną kobietę, z którą chciał spędzić życie? Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Na co dzień byliśmy raczej zgraną parą – sądy widziały mniej zgodne małżeństwa, prawda?
– Mirek, co ty mówisz? – zapytałam.
Westchnął głośno i opowiedział o romansie ze swoją sekretarką. Dziewczyna miała dwadzieścia dwa lata i długie nogi, była nie tylko młodsza, lecz także ładniejsza ode mnie. Nie mogłam w to uwierzyć, tym bardziej że zawsze zarzekał się, że nic ich nie łączy.
– Mnie też nie jest łatwo, Zosiu. Nie chciałem cię zranić, zastanawiałem się, jak powiedzieć ci o Gosi – przyznał. – To był twardy orzech do zgryzienia.
Roześmiałam się.
– Rozumiem, że to z nią spędziłeś ostatni weekend? – zapytałam.
– Odnośnie do weekendu – tak, byliśmy razem.
Mirek zdradzał mnie od dwóch lat. Tym razem jednak przyznał się do swojego czynu, nie chciał ukrywać przede mną niczego. Spakował walizki i wyprowadził się do młodej blondwłosej sekretarki, która była pół Polką, pół Niemką. Myśląc o całej tej sytuacji, nie mogłam nie wspomnieć naszej podróży poślubnej i problemów z wysypką na szyi, którą wtedy złapałam.
Kilka miesięcy później Mirek był już moim eksmężem.


3 komentarze:

  1. Zszokowałaś mnie informacją, że tłumaczenia nie idą do korekty - tym bardziej powinny! Ale sięgnęłam po pierwszą książkę, którą mam pod ręką ("Język rzeczy" Deyana Sudjica, wyd. Karakter) i widzę, że oprócz tłumacza jest wypisany i redaktor i korektorka. A więc jest nadzieja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nieprecyzyjnie się wyraziłam - idą do korekty, ale autor (z racji nieznajomości polskiego) nie ma wpływu na to, jak będzie ostatecznie wyglądać jego książka i nie może "pomóc" podczas jej wydawania. Polscy autorzy mogą rzucić okiem na to, co zmienił redaktor, czasem korektor, jeśli była to duża korekta, więc to dodatkowa pomoc przy tekście.

      Usuń

Daj znać, co sądzisz o wpisie!