Tytuł: Dwudziesty pułk kawalerii
Seria: Lucky Luke
Wydawnictwo: Egmont
Na granicy amerykańsko-indiańskiej pokój zostaje zaburzony. Indianie nie zgadzają się, by białe twarze polowały na ich pożywienie, grożą zerwaniem rozejmu. O pomoc w tej trudnej sprawie zostaje poproszony Lucky Luke. Musi on nie tylko porozmawiać z Indianami, lecz także nawiązać nić porozumienia z amerykańskim dowódcą. Nie wiadomo, które z zadań okaże się trudniejsze…
Dwudziesty pułk kawalerii to już 27 tom serii o Lucky Luke’u. Postać tego legendarnego stróża prawa z Dzikiego Zachodu znana jest fanom komiksów. Mogliśmy też spotkać go w animowanej ekranizacji, w której przede wszystkim walczył z braćmi Dalton.
Autorami serii o Lucky Luke’u są Rene Goscinny, znany przede wszystkim z serii o Mikołajku, oraz rysownik Morris. Obecnie seria jest kontynuowana przez innych autorów, ale spuścizna pozostała, a kreska mistrza jest ciągle widoczna.
Lucky Luke jako postać jest naprawdę ciekawy. Niejednokrotnie podczas czytania tego tomu miałam poczucie, że jest on odmienny od wszystkich, jakby był ich przeciwieństwem. Nie jest ani porywczy, ani wybuchowy. Wydawał mi się ostoją spokoju. Ma doświadczenie i wiedzę, radzi sobie w każdej sytuacji. Widać też, że cieszy się zaufaniem wielu stron, ponieważ zostaje poproszony przez władze o pertraktacje z Indianami, a to może nie być takie łatwe.
Zaskoczeniem dla mnie był humor, który odnalazłam podczas lektury tego tomu. Przyznam, że było to moje pierwsze spotkanie z Lucky Lukiem, nie wiedziałam do końca, czego się spodziewać. Ogromnym plusem okazał się dowcip – często sytuacyjny, czasem ukryty w rysunkach. Nie był nachalny i toporny, odniosłam wrażenie, że jest to takie mrugnięcie okiem do czytelnika w różnym wieku – podejrzewam, że co innego będzie bawić dorosłych, a co innego młodych. Niemniej było to przyjemne odkrycie, które sprawiło, że czytanie okazało się świetną zabawą.
Warto też przyjrzeć się ilustracji. Kreska jest mi dobrze znana dzięki serialowi, jednak w komiksowej formie widziałam ją pierwszy raz. Różnorodność kadrów, dynamika, a także nałożenie barw na niektóre sceny bardzo mi się podobały. Nie da się nudzić podczas czytania. Mam też wrażenie, że kadry są dość klasyczne – to kwadraty, które nie zaskakują podczas lektury. W nowszych komiksach, które miałam okazję czytać, niejednokrotnie pojawiają się ilustracje na całą stronę lub nawet rozkładówkę, a tutaj mamy do czynienia z prostokątnymi kadrami, które nadają komiksowi pewnego rodzaju stabilność.
Lucky Luke to seria, którą z powodzeniem mogą czytać zarówno starsi, jak i młodsi czytelnicy. Spodoba się osobom w różnym wieku. Zachęcam do sięgnięcia, ja jestem kupiona!
Komiks przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Egmont.
Zapowiada się naprawdę interesująco.
OdpowiedzUsuńCiekawe co na to.moj synek. Nie kupowałam mu.keszcze komiksów
OdpowiedzUsuńNigdy nie czytałam tego komiksu. Chętnie z dziećmi poznam tą bajkę
OdpowiedzUsuńChłopcom by się spodobał ten komiks. Pamiętam jak moi bracia go czytali.
OdpowiedzUsuń