"Diamenty są wieczne" - Ian Fleming



Ian Fleming to człowiek znany głównie z tego, że stworzył fantastyczną postać komandora Jamesa Bonda. Większość zna tajnego agenta Jej Królewskiej Mości z filmów. Ja jednak uparcie nadal czytam książki, które nie mają nic wspólnego z tym co na szklanym ekranie.

W części czwartej (a właściwie trzeciej, bo „Casino Royal” nadal nie posiadam) pod tytułem „Diamenty są wieczne”, Bond dostaje nietypowe zadanie. Ma zostać przemytnikiem diamentów. Po szkoleniu jakie otrzymuje do samego M, zostaje podstawiony jako jeden z „nowych”. James jak to James poznaje piękną kobietę, która ma go wprowadzić w przestępczy pół-światek. Cała misja ma ujawnić kto stoi za przerzutem kamieni szlachetnych szlakiem Afryka-Anglia-Ameryka. Czy mu się udaje? To oczywiste, przecież to 007. Nie ominie go jednak masa przygód i nieporozumień. W tej części pojawia się również Felix Leither, który w „Żyj i pozwól umrzeć” stracił nogę i rękę.

Jakie wątki poruszane są w tej powieści? Jak zwykle walka dobra ze złem. Poza tym bardzo ciekawe wydaje mi się być umiejscowienie agenta w kanale przemytniczym. Jak zwykle niepokorny James igra z ogniem, w końcu dopiekając swoim nowym pracodawcom. No i oczywiście wątek miłosny. Mam wrażenie, że książkowy Bond jest strasznie kochliwy.

Jest to powieść z gatunku sensacji i szpiegostwa. Napisana w 1956 roku została przeniesiona na ekran w 1971 roku.

Nieodłącznym już rozdziałem serii jest słowniczek na końcu. Zwroty i terminy zostały wytłumaczone zwięźle i przejrzyście. Co do reszty książki – brak tu ponownie dobrej korekty i redakcji. Dialogi pojawiają się w czasie opisów, raz czy dwa widziałam literówki (taka, od której nie mogłam oderwać wzroku, zastanawiając się co to jest: „zstanawiające” zamiast „zastanawiające”). Poza tym cała masa źle postawionych przecinków, pomylone znaki interpunkcyjne i urwane zdania bez czasownika.

Mimo, że podobno jest to błąd, to mi bardzo pasuje paginacja na górze strony razem z tytułem książki, którą właśnie czytam. Zapytana w autobusie przez starszą panią, nie musiałam zbytnio się wysilać, tylko od razu zerknęłam na górę strony i odpowiedziałam na pytanie.

Książka podzielona jest na rozdziały. Czcionka i struktura kartek są czarujące.
Ogólne wrażenie jak zwykle pozytywne. Powieść nie jest jednak tzw. perełką. Czyta się ją przyjemnie, język polski jest przystępny, a słowa niezrozumiałe można odnaleźć w słowniku. Akcja w końcu jest wartka. To najlepsza część z serii o Jamesie Bondzie.

Komu mogę ją polecić? Jak zwykle każdemu, kto lubi filmowego Bonda. Książka a film  różnią się jak niebo a ziemia. Na pewno spodoba wam się powieściowy Bond, mimo że jest kompletnie różny, niż ten którego większość zna. Jednak w tej części jest nieco bardziej niepokorny, co pozytywnie pływa na jego charakter w książce.

Baza recenzji Syndykatu ZwB

2 komentarze:

  1. No i git. Bond jest mega, muszę zacząć to czytać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam i podobało mi się, kto nie lubi Bonda :D

    OdpowiedzUsuń

Daj znać, co sądzisz o wpisie!