Autor: Anna Platt
Tytuł: Ten, kogo kochasz, nie umiera
Wydawnictwo: HarperCollins
Liczba stron: 336
Bianca z miejsca zakochuje się w nowym szefie, jednak wie, że jest on dla niej niedostępny, bo ma żonę. Shane jedzie do ojca, który trafił do szpitala i jest nieprzytomny. Chce zostać dawcą, jednak nie ma zgodności w DNA. Lena przeprowadza się na Majorkę, by zacząć wszystko od nowa. Na terenie posiadłości, którą kupiła, ekipa budowlana odkrywa zwłoki. Kobieta chce ustalić, kim jest mężczyzna leżący bez życia w jej nowym ogrodzie.
Ten, kogo kochasz, nie umiera jest powieścią Anny Platt, w której trzecioosobowy bohater pokazuje losy trzech postaci: Bianki, Leny i Shane’a. Rozdziały z ich udziałem przeplatają się, a każdy z nich oznaczono imieniem osoby, o której będziemy czytać.
Postacie mają wspólną cechę – straciły kogoś bliskiego. Bianca musi pogodzić się ze zniknięciem brata, który od kilku lat nie daje znaku życia i nikt nie wie, czy jeszcze żyje. Shane stracił matkę, teraz może stracić ojca, który w ciężkim stanie przebywa w szpitalu. Równocześnie okazuje się, że Donal nie jest jego biologicznym rodzicem, co wstrząsa młodym mężczyzną. Lena natomiast porzuca dotychczasowe życie, by zacząć wszystko od nowa.
Otrzymujemy zatem trzy opowieści, które z czasem zaczynają się przenikać i uzupełniać. Z początku mamy poczucie, że nic tej trójki nie łączy. Autorka jednak splata ich losy i łączy je w zaskakujący sposób. Podobało mi się, że finalnie wszyscy bohaterowie mieli ze sobą coś wspólnego w sposób, którego nie byłam w stanie przewidzieć.
Książka klasyfikowana jest jako thriller psychologiczny. Owszem, znajdziemy tu kilka wątków, które świetnie pasują do tego gatunku – martwy mężczyzna, niebezpieczna przeszłość, która wychodzi na światło dzienne. O wiele jednak więcej znalazłam tu momentów, które nazwałabym dramatem – zdrady, intrygi, zakazane romanse, ucieczka przed rzeczywistością, rozpady związków, zazdrość, poszukiwanie swojej tożsamości… Te elementy były bardzo ciekawe i świetnie skomponowane. Nie czułam przesytu, mimo że tak wiele przeszli bohaterowie. Nie miałam poczucia, że ich losy są nieprawdziwe. To duży plus, bo czasem autorzy chcą przemycić w treści jak najwięcej rzeczy i zasypują ją niedokończonymi i nierealnymi wydarzeniami.
Przyznam, że w trakcie czytania przejrzałam jeden chwyt narracyjny, który zastosowała autorka. Nie dawała podpowiedzi, które mogłyby sugerować, że tak pogra z czytelnikiem, a jednak podejrzewałam, że może tak być. Czułam się dumna z siebie, gdy wyszło na jaw, że miałam rację.
Książka porusza ważny temat straty. Jest on podjęty w różnych ujęciach. Bianca straciła brata, nie wie, czy on jeszcze żyje. Brakuje jej go, przez co czuje się niewarta miłości innych. Próbuje leczyć tę stratę związkami, które są płytkie. Boi się dopuszczać do siebie mężczyzn, by i oni nie zniknęli z jej życia. Lena przeżywa żałobę, która miała wpływ na rozpad jej małżeństwa. Ucieka przed problemami, ale nie czuje się wcale szczęśliwa. Shane jest bliski stracenia ojca, więc stara się nadrobić czas, którego razem nie spędzili. Jednocześnie jednak nie wie sam, kim jest. Chce dowiedzieć się, kto był jej biologicznym ojcem, ale nie wie, czy ta wiedza przyniesie mu ukojenie. Autorka pokazała różne oblicza żałoby, nie spłyciła jej do śmierci bliskiej osoby.
Ten, kogo kochasz, nie umiera to krótka powieść, a jednak sporo się w niej dzieje. Podobało mi się, że pod koniec pojedyncze wątki połączyły się w całość i zostały domknięte. Jeśli szukacie więc książki, w której nie ma przesadnego epatowania przemocą, a dzieją się ludzkie dramaty, polecam.