Autor: Nina
Reichter
Tytuł:
Ostatnia spowiedź
Tytuł oryginalny: Letzte Beichte
Tom: Pierwszy
Wydawnictwo:
Novae Res
Liczba
stron: 375
Nina
Reichter to kobieta, która od jakiegoś czasu zdobywa sobie coraz większe grono
fanów w Polsce. Jest autorką popularnej „Ostatniej spowiedzi”, która w 2012
roku ukazała się dzięki wydawnictwu Novae Res.
Książka
opowiada o losach dwójki młodych ludzi – pięknej Ally i utalentowanego Bradina.
Dziwnym trafem trafiają oni razem na lotnisko, gdzie zaczyna się ich znajomość.
Po całej nocy rozmów ich ścieżki rozchodzą się. Oboje jednak nie mogą o sobie
zapomnieć, chociaż bardzo by tego chcieli – Ally ma bowiem chłopaka, z którym
nie jest szczęśliwa, ale którego wybrała jej matka i tylko ze względu na niego
toleruje większość zachcianek córki. Brade natomiast jest znanym muzykiem
rockowym, do którego wzdychają nastolatki. Nie ma życia prywatnego, ciągle jest
pod obstrzałem mediów. Jednak to właśnie ta dziewczyna ma zmienić jego
dotychczasowe życie i on powili zaczyna zdawać sobie z tego sprawę. Rodzące się
między nimi uczucia nie są łatwe, ale też nie jest całkowicie niemożliwe.
Bohaterami
są młodzi, dziewiętnastoletni, zagubieni w dorosłym życiu ludzie. Tylko tyle
mogę o nich powiedzieć, bo wszystko inne jest, moim zdaniem, kompletnie
nierealne w Polsce. Ona – piękna, seksowna dziewczyna, której o dziesięć lat
starszy facet chce tylko seksu i tylko do tego jest mu potrzebna. Na siłę tkwi
w tym związku. Swoim zachowaniem zdaje mi się przypominać bardziej starą
zgorzkniałą pannę po czterdziestce. Na dodatek w miarę czytania zaczyna
kompletnie zatracać swój upór i staje się nieznośnie płaczliwa. On natomiast to
bożyszcze nastolatek, chociaż z wyglądu bardzo kobiecy i kompletnie nie
pasujący do obrazu celebryty. Kompletnie nie potrafiłam utożsamiać się z tymi
postaciami.
Powieść
opowiada o dorastaniu i trudnej miłości. Szczególnie doświadcza tego Ally,
której życie w tej materii nie szczędziło. Tym bardziej nie pasuje mi to do
dziewiętnastoletniej kobiety.
Wątek
miłości gwiazdy estrady i prostej dziewczyny wydaje się nie być wcale taki
ciekawy, może dlatego że różnica ta nie jest zbyt wyraźnie podkreślana. Książka
ma wiele plusów, niestety minusy ją przewyższają. Zacznę od dobrych stron.
Książka
została wydana w interesujący sposób – okładka przyciąga wzrok, a gitara
hipnotyzuje. Redakcja i korekta zrobiły dobrą robotę, chociaż pod koniec
książki można było zauważyć niedociągnięcia – brakujące słowa, czy
nieoddzielone od narracji dialogi. I kompletnie dla mnie nielogiczne - nagłe wyboldowane zdania, albo wyrwane z kontekstu wypowiedzi. Nie jest to jednak wina wydawnictwa, lecz inwencji autorki. Bardzo podobały mi się opisy zbliżeń, nie
tylko tych fizycznych, ale głównie emocjonalnych. Sfera uczuć była opisana
doskonale, dzięki czemu lepiej rozumie się bohaterów. Wielki plus dla autorki
za ogromną znajomość branży muzycznej, którą przedstawiła wprost perfekcyjnie.
Minusy to
głównie marni bohaterowie. Wszyscy niemal podzieleni są według linii
dobrzy-źli. Narracja trzecioosobowa
pozwoliła skakać od postaci do postaci, chociaż niektóre wątki
pobocznych bohaterów zostały skrócone do niezbędnego minimum, co źle działa na
całość historii. Poza tym już na początku powieści mamy pomieszanie narracji –
z pierwszoosobowej do trzecio, bez żadnego wcześniejszego wyjaśnienia, po
prostu w środku akapitu. Każdy podrozdział, w którym dzieją się nowe rzeczy
został oddzielony pięknymi piórkami, ale nie oznacza to, że mówią w nich inne
osoby. Czasem historia Ally i Bradina mieszała się w ciągu jednego
podrozdziału, co działa dekoncentrująco. Niestety po jakimś czasie czytania
wyskakuje kolejny wielki minus – książka to przerobione opowiadanie, pisane
zapewne na jakimś blogu, na co wskazują nagłe wstawki podkładów muzycznych w
środku rozdziału. Na dodatek opowiadanie to było wzorowane na dziejach zespołu
Tokio Hotel. Nie jestem o tym przekonana na 100%, ale takie wrażenie zostało mi
po przeczytaniu tej książki.
Czy jest to
książka zła? Absolutnie nie. Prawdopodobne tylko ja jestem dla niej surowa.
Lubię, gdy książka jest poskładana logicznie w spójną całość – ta jednak taka
nie jest. Często zdarzało mi się gubić w treści, dlatego tak wrogo jestem do
niej nastawiona. Myślę, że potencjalny czytelnik odnajdzie tu ciekawą historię
rodzącego się uczucia. Właśnie uczucia królują w tej pozycji – od radości, po
tęsknotę, rozżalenie, zazdrość znowu do euforii. Z tego względu polecam lekturę
„Ostatniej spowiedzi”. No i może jeszcze z tego względu, że w tej pozycji
zakończenie aż zmusza nas do niecierpliwego oczekiwania na kolejną część.
Komu mogę
polecić tę książkę? Chyba tym, którzy wierzą w prawdziwą miłość i w ślepy los,
który nie raz potrafi nas zaskoczyć. Na pewno spodoba się tym, którzy są nieco
mniej wymagający niż ja. Książka nie jest zła, nie jest też wybitna.
Przyjemność z czytania gwarantowana, jeśli tylko przymkniecie oko na pewne
niedociągnięcia.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję panu Tomaszowi Smykowskiemu.
Chcecie sami przekonać się, co takiego jest w tej książce, że uwielbiają ją tysiące czytelników? TU znajdziecie fragment powieści, zachęcam!
Pierwsza recenzja nie uznająca "Ostatnią spowiedź" za wielkie arcydzieło :) Miła odmiana ;) Aczkolwiek ta książka czeka już na półeczce, więc wkrótce ją przeczytam. Ale raczej nie będę podchodziła do niej z wielkim entuzjazmem, bo rozczarowania bolą ;) Osobiście po lekkiej wpadce z "Delirium" zamierzam podchodzić z dystansem do książek, wychwalanych przez większość ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!
Czekam na Twoją opinię!
UsuńCzytałam, w miarę ciekawa:)
OdpowiedzUsuńO tej książce jest bardzo głośno od pewnego czasu, podoba mi się w Twojej recenzji to, że tak o niej nie słodzisz, czytałam ich sporo, ale wszystkie ukazały książkę jakby nie miała wad.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Właśnie jestem w trakcie czytania, właściwie już bliżej końca, ale póki co wstrzymam się z wydawaniem opinii ;)
OdpowiedzUsuńMi się bardzo podobała;)
OdpowiedzUsuńJa do niej podeszłam jak do lekkiego czytadła z romansem w tle, jak do młodzieżówki i spełniła moje oczekiwania w 100%. Nie wymagałam od niej głębokiej treści i przesłania, a jedynie love story. Moim zdaniem pod tym względem sprawdziła się rewelacyjnie :)
OdpowiedzUsuńOj tak, koniecznie chcę sprawdzić! Mam w najbliższych planach i zastanawiam się, czy ten galimatias przypadnie mi do gustu.
OdpowiedzUsuńmam zamiar zacząć "Ostatnią spowiedź", kiedy tylko uporam się z sagą "Upadli" (czytam ostatni tom). myślę, że mi się spodoba.
OdpowiedzUsuńa historii Tokio Hotel nie znam, bo nigdy ich nie lubiłam.
Nie wydaje mi się interesująca, odpuszczę sobie. :)
OdpowiedzUsuńO, chyba pierwszy raz spotykam się z nieprzychylną recenzją tej książki i przynajmniej dla mnie, przeważa ona nad tymi pozytywnymi, bo wymienione przez ciebie minusy, są dość znaczące. Nie wiem czy zdzierżę tak kiepskich bohaterów.
OdpowiedzUsuńMnie przeciwnie, książka bardzo się spodobała. Ale dobrze, że są też recenzje krytykujące powieść. Szczerze mówiąc nie zdawałam sobie sprawy z niektórych wad :)
OdpowiedzUsuńMnie jakoś do tej książki nie ciągnie :(
OdpowiedzUsuńO zaskoczyłaś mnie ;) Myślałam, że po tyluuuu pozytywnych recenzjach książka każdego oczaruje, ale przecież gusta są różne i to jest wspaniałe :) Mimo wszystko książkę mam w planach, ale dobrze, że ktoś spojrzał na nią krytycznym okiem :) Pozdrawiam serdecznie ;)
OdpowiedzUsuńChyba jednak należę do tych bardziej wymagających czytelników, zwłaszcza jeśli chodzi o tematykę... Widziałam sporo recenzji i, tak jak mówią moi poprzednicy, zwykle pochlebne. To dość niezwykłe, przeczytać nagle coś innego. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńOkladka rzeczywiscie przyciaga wzrok, gitara hipnotyzuje. Co do zawartosci nie jestem przekonana. Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńJeśli będę miała okazję to może zajrzę. Ale nie jestem do niej przekonana, głównie z powodu bezpłciowych bohaterów.
OdpowiedzUsuńWiele o niej słyszałam ale mnie nie zachwyciła
OdpowiedzUsuńMuszę ją zdobyć, tak wszyscy zachwycają:)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńFakt, książka jest przerobionym fanfickiem o Tokio Hotel, Tom to Tom, a Bradin to Bill.
OdpowiedzUsuńKsiążki jeszcze nie czytałam, ale jest przede mną, mam ją na półce (a konkretnie leży przede mną na biurku, ale nevermind ;)). Uwielbiam historie o gwiazdach rocka, a pomysł z podkładami muzycznymi jest ciekawy, często go stosuję w swoich fanfickach :D Zobaczymy, jak będzie.
Podoba mi się, że aż tak nie słodzisz. :)
Pozdrawiam!
oj jak ja nie lubię martnych bohaterów... cieszę się z twoich słów krytyki bo dotychczas czytałam same zachwyty, a te były dla mnie conajmniej podejrzane :D
OdpowiedzUsuńJa przy niej miło spędziłam czas
OdpowiedzUsuń