"Tożsamość Rodneya Cullacka" Przemek Angerman



Wydawnictwo: Uroboros
Liczba stron: 313

http://www.gwfoksal.pl/ksiazki/tozsamosc-rodneya-cullacka.html

Przemek Angerman był filozofem, karateką i podróżnikiem bez celu. Ma na swoim koncie scenariusz do „Skazanego na bluesa”. Jest także autorem książki „Tożsamość Rodneya Cullacka”, którą wydał Uroboros.

Richard Zonga, agent 8. kategorii, trafia pod skrzydła Rodneya Cullacka. Nie jest z tego powodu zadowolony – ma to być dla niego rodzaj kary za burdę, którą urządził w jednym z barów. Rodney Cullack zdradza Richardowi pewną tajemnicę, która odmienia życie mężczyzny. Od tego momentu ścigają go wysłannicy Matki. Agenci chcą zarobić na jego głowie. Nie tylko oni są wrogo nastawieni do Zongi. Mężczyzna musi się ukrywać, zmienia ciągle miejsce pobytu i zastanawia się nad słowami Cullacka. Zonga postanawia dowiedzieć się, czy Cullack miał rację. Niestety, nie jest to łatwe – na każdym kroku stoją wrogowie, a i przyjaciele okazują się niegodni zaufania. Na szczęście Richard ma wielkie umiejętności – przecież jest agentem 8. kategorii. Ma też wiele szczęścia – nie raz wychodził cało z najgroźniejszych opresji. Richard może polegać na ludziach, po których nie spodziewał się wcześniej poparcia. Ratując własne życie, odkrywa powoli prawdę na temat swojej egzystencji.

Książka napisana jest w pierwszej osobie. Narrator, Richard, przedstawia nam swój punkt widzenia, nie stroni przy tym od wulgaryzmów. Jest szczery, nieco chaotyczny, trochę zbyt pewny siebie, a z czasem zagubiony. Szczerze opowiada o tym, co czuje, nie przebiera w słowach. Poza tym często się przechwala, jest nieskromny. To bardzo charakterny bohater. Wraz z rozwojem akcji możemy zobaczy, jak ta postać się zmienia. Nie wszystko też dostajemy od razu – Richard dawkuje nam informacje na swój temat, przekazuje je często w formie wspomnień.

Język powieści jest bardzo barwny. Nie brakuje potocyzmów, wulgaryzmów i słów wymyślonych na potrzeby historii. Przekleństwa pojawiają się nie tylko w dialogach – przez to, że narratorem jest Richard, możemy je spotkać w każdym momencie tekstu. Nie przeszkadza to jednak za bardzo. Dzięki temu opowieść jest żywa, prawdziwa, a z czasem przestaje się zwracać uwagę na język Zongi.

Akcja powieści rozgrywa się w przyszłości. W kosmosie zaszły wielkie zmiany – ludzie mieszkają w różnych jego miejscach, mają przedziwne zdolności, a wszystkim zarządza Matka. Czytelnik z każdą kolejną stroną dowiaduje się nowych informacji, nie zostaje wprowadzony w sytuację na początku książki. To ciekawy zabieg, choć początkowo może wywołać chaos i niezrozumienie. 

Głównym wątkiem jest tajemnica, którą poznał Zonga. Prawda, którą przekazał mu Cullack momentami jest nie do przyjęcia dla Richarda, ale nie przestaje on szukać rozwiązania. Owszem, ma obawy, ale chce wiedzieć. Zaspokojenie ciekawości i poznanie prawdy to najważniejsze z wątków tej książki. Przy okazji pojawiają się kwestie tożsamości, kłamstwa, manipulacji... i wiele, wiele innych. 

Muszę przyznać, że książka bardzo mi się spodobała. Historia została dobrze przemyślana i skonstruowana. Autor pokazał swoją niesamowitą wyobraźnię, tworząc od początku całkiem nowy świat, w który rzucił swojego bohatera. Wartka akcja, tajemnica i niespodziewane zwroty w historii Zongi sprawiają, że nie można się nudzić przy tej książce. Owszem, raz poczułam się nieco znużona ciągłymi zmianami miejsca i odsyłaniem Richarda w kolejne zakątki galaktyki. Jednak patrząc na całość – czytało się dobrze.

Polecam tym, którzy szukają ciekawej fantastyki. Książka ma wątki sensacyjne, filozoficzne i miłosne, na pewno znajdziecie coś dla siebie. Wiem, że w Internecie krąży sporo negatywnych opinii na jej temat – tym bardziej przeczytajcie, by mieć swoje zdanie. Ja polecam gorąco – nie mogłam się oderwać.


Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Uroboros:


"W śnieżną noc" Maureen Johnson, John Green, Lauren Myracle



Autor: Maureen Johnson, John Green, Lauren Myracle
Tytuł oryginalny: Let it Snow
Wydawnictwo: Bukowy Las
Liczba stron: 336

http://bukowylas.pl/ksiazki/w-%C5%9Bnie%C5%BCn%C4%85-nocMaureen Johnson, John Green i Lauren Myracle to pisarze, którzy tworzą książki dla młodzieży. Każde z nich napisało opowiadanie, które pojawiło się we wspólnym zbiorze „W śnieżną noc”, którą w 2014 roku wydał Bukowy Las.

Jubilatka, zwana Julią, musi pojechać na święta do dziadków. Jej rodzice trafili do więzienia po sprzeczce w kolejce. Dlatego dziewczyna wsiada do pociągu i rusza w podróż. Niestety nie może odwiedzić swojego chłopaka, z którym miała spędzić świąteczny wieczór. Nie jest z tego powodu zadowolona. Po drodze czeka ją wiele niespodzianek, aż w końcu trafi do Gracetown. Jej pociąg utknął w zaspie, dlatego dziewczyna postanowiła go opuścić i spędzić czas w pobliskiej knajpce. Wraz z nią pociąg opuściły cheerleaderki. O ich obecności w mieście dowiaduje się Tobin. Jego kolega pracuje w knajpie, w której zjawiły się piękności. Jeden telefon wystarczy, by Tobin wraz z przyjacielem i przyjaciółką podjął decyzję o odwiedzeniu miejsca pełnego cheerleaderek. Podróż nie jest prosta, utrudnia ją śnieg i inni zainteresowani spędzeniem z dziewczynami wieczoru. Tobin się jednak nie poddaje, a po drodze odkrywa wiele ciekawych rzeczy, na które wcześniej nie zwrócił uwagi. Z pociągu wyszedł też Jeb, który koniecznie chciał dotrzeć do swojej dziewczyny Addie, która zdradziła go jakiś czas temu. Dziewczyna jest przygnębiona, ma poczucie winy, nie chciała tego robić. Kocha Jeba, ale nie widzi szans na dalszy ich związek. Rozpacza, chce się z nim spotkać, ale wie, że to niemożliwe. Myśli, że chłopak skreślił ją ze swojego życia, a okazał to, nie przychodząc na spotkanie, które mu zaproponowała.

Zbiór opowiadań utrzymany jest w podobnym, świątecznym, młodzieżowym klimacie. Pierwsze miłości, związki, rozstania – to tematy, które porusza się w tej książce. Dodatkowo wszystko to dzieje się w zimowej i śnieżnej atmosferze, która dodaje uroku opowieści. 

Pierwsze opowiadanie jest pełne humoru i bardzo ciepłe. Drugie, autorstwa Greena, pokazuje jego styl w całej krasie – zabawna i refleksyjna podróż pełna zwrotów akcji i ciekawe perypetie trójki przyjaciół mają w tle wątek o przyjaźni damsko-męskiej. W ostatnim opowiadaniu wiele jest smutku i rozgoryczenia, ale nie są tu przytłaczające uczucia, raczej takie, które doskonale opisują stan nastolatki po rozstaniu z chłopakiem, przekazane w przystępnej formie, bez smęcenia. Dodatkowo autorka serwuje czytelnikom refleksje na temat związków, różnic, zmiany swojego postępowania i myśleniu tylko o sobie.

Język wszystkich trzech opowieści jest przyjemny i przystępny. Nie ma w nim trudnych słów, a te obce zostały wyjaśnione w treści. Wszystko okraszone jest specyficznym humorem, dostrzegalnym nie tylko w sytuacjach, ale też w doborze i grze słów.

Ciekawe jest to, że opowiadania łączą się ze sobą. Bohaterowie wspomniani jako poboczni w jednej opowieści, są w drugiej przywoływani znowu, albo stają się ich głównymi postaciami. To świetny zabieg, który spaja całość.

Ogólnie książka zaskoczyła mnie wspaniałym świątecznym klimatem. Mimo że opowiadania miały podobne tematy, a zakończenie wyszło trochę zbyt bajkowo, podobała mi się ta lektura. Uważam, że jest świetną książką na czas przedświąteczny. Głównymi bohaterami są nastolatkowie z typowymi dla ich wieku rozterkami. Czyta się szybko i przyjemnie, a malownicze opisy sprawiają, że czytelnik czuje, jak mróz szczypie go w nos.

Polecam głównie młodszym czytelnikom, choć i starsi znajdą tu coś dla siebie. To klimatyczna książka ze świąteczną aurą w tle – idealna na nadchodzący czas. Nazwiska autorów gwarantują dobrą zabawę i przyjemnie spędzony wieczór.



Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Bukowy Las:
www.bukowylas.pl


"Fanny Hill. Wspomnienia kurtyzany" John Cleland



Autor: John Cleland
Tytuł: Fanny Hill
Wydawnictwo: Vesper
Liczba stron: 252

http://vesper.pl/produkty/konfigurator/search/247/search/3554
John Cleland to angielski pisarz. Jest znany z powieści Fanny Hill. Wspomnienia kurtyzany wydanej przez Vesper.

Fanny Hill to prosta dziewczyna ze wsi. Po śmierci najbliższych trafia pod opiekę kobiety, która postanawia zawieźć ją do Londynu. Tu jednak ich drogi się rozchodzą – Fanny musi radzić sobie sama. Szukając pracy, spotyka damę, która proponuje jej mieszkanie i zajęcie. Nastolatką opiekuje się jedna z podopiecznych kobiety. Pierwszej nocy okazuje się, do jakiego miejsca trafiła Fanny – opiekunka dobiera się do niej, a pani domu już snuje plany komu sprzedać dziewictwo dziewczynki. Znajduje się chętny, którego młoda dziewczyna zafascynowała. Nie dochodzi jednak do zbliżenia – Fanny broni się dzielnie. Kolejne dni przynoszą jednak pewną zmianę w jej zachowaniu – podgląda koleżanki, bada swoje ciało i jest zdecydowana zaznać rozkoszy, które znane są współmieszkankom. Nie może doczekać się przeznaczonego jej mężczyzny. Pewnego ranka poznaje jednak młodego, przystojnego chłopaka, który przekonuje ją, by była jego kochanką – proponuje jej utrzymanie, dobre życie i wszelkie dogodności. Fanny oczarowana nim, zgadza się bez wahania. Uciekają razem, spędzają pierwszą noc w swoim towarzystwie. Dziewczyna zaznaje bólu, ale też wiele rozkoszy, a kolejne spotkania utwierdzają ją w przekonaniu, że zbliżenia z mężczyznami są bardzo przyjemne.

Napisana w XVIII wieku powieść składa się z dwóch listów podzielonych na rozdziały. Fanny opisuje w nich swoje życie, zwraca się często bezpośrednio do adresatki korespondencji. Obie części zakończone są stosownym podpisem.

Fanny opisuje wszystko z perspektywy czasu, jednak odniosłam wrażenie, że wciela się mocno w odpowiednie wersje siebie sprzed lat. Na początku jest niesamowicie naiwna, wypowiada się ze skromnością, w miarę czasu jednak nabiera pewności siebie, używa wymyślnych słów opisujących intymne części ciała. Bohaterka zmienia się wraz z upływem lat.

Język jest dość ciekawy – pojawia się kilka stylizacji, słownictwo jest dopasowane do czasów ówczesnych. Nie zauważyłam wulgaryzmów, jest za to sporo potocyzmów. Jest dużo określeń związanych z seksem i seksualnością, jednak nie są one obraźliwe. 

Wątki, poza erotycznymi, są różne. Pokazują pozycję kobiety, podejście do seksualności płci żeńskiej, potrzeby mężczyzn. Poza tym nie brak tu dewiacji, które są dziwne nawet dla Fanny. Pokazano obyczaje XVIII wieku, podejście do moralności. Przy okazji możemy dowiedzieć się, jak funkcjonowały domy publiczne.
Znalazłam wiele recenzji, w których ludzie pisali, że jest to książka wulgarna... ale tak nie sądzę. To doskonale skrojony erotyk, pełen pikantnych scen. Dobrze przemyślanych, chociaż pod koniec akcja goni, jest trochę mniej płynna niż na początku. Zaskakujące są też zakończenia listów. Mimo wszystko to dobra książka, która musiała wywołać oburzenie w czasie, gdy została napisana.

Wersja, którą czytałam jest pierwszym pełnym wydaniem powieści – nie ma w nim ingerencji cenzury i tłumaczy. Nie znam poprzednich wydań, choć odnalazłam jedno w domu, ale wydaje mi się, że książka ta nie jest uładzona. 

Powieść wydano w serii „Arcydzieła literatury światowej”. Jak zawsze niewielki rozmiar sprawia, że książkę można łatwo ze sobą przenosić, trzyma się ją dobrze, papier jest świetny, a czcionka odpowiednia, co bardzo mnie zaskoczyło. Błędów nie widziałam, czasem brakło mi jakiegoś przecinka, ale może tak miało być. Okładka idealnie pasuje do treści i do serii wydawnictwa Vesper.

Ogólnie książka bardzo mi się podobała. To dobry erotyk. Nie brakuje w nim gorących scen zbliżeń, a opisy Fanny są fascynujące. Czasem denerwowała mnie jej naiwność, ale szczerość była ujmująca.

Polecam tym, którzy szukają erotyka. Nie jest to tylko opowieść o miłosnych uniesieniach – znajdziecie tu dojrzewającą kobietę, która poznaje swoje ciało i pragnienia, ale też jest wnikliwą obserwatorką społeczeństwa, choć wiele kwestii przemyca jako tło swojej opowieści. Książka ciągle wzbudza emocje, co wcale nie dziwi patrząc na temat i sposób, w jaki jest napisana – lekko, bez wstydu, szczerze i dosadnie. Warto zajrzeć.


Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Vesper/In Rock:


www.vesper.pl


"Splątany warkocz Bereniki" Anna Gruszka, fragment




Zza drzwi dochodził do niej jego podniesiony głos, chyba z kimś rozmawiał, pewnie w sprawie pracy. Jego głos był mocny, dźwięczny i zdecydowany. Wydawało jej się, że słyszy podniesione „nie, nie, nie”. Trochę ją to zaniepokoiło, ale nie chciała go podsłuchiwać. Wróciła do lawendy rozkwitającej na łóżku i uświadomiła sobie, że prawdopodobnie szykuje to miejsce dla jakiejś panienki, którą on pewnie bardzo szybko przyprowadzi, żeby pokazać  nowe mieszkanie.
Z zamyślenia wyrwał ją huk tłuczonego o ścianę szkła, za chwilę jeszcze jeden i jego przekleństwo.
– Kurwa, kurwa!…
Wpadła przerażona do salonu. Stał koło stołu, a w ręce trzymał kolejną szklankę. Zdążyła mu ją wyrwać, zanim ta podzieliła los swoich dwóch poprzedniczek.
– Co się stało? Piotr! Co się stało? – była przerażona, przez głowę przelatywały jej najgorsze myśli, których nawet nie dało się wyartykułować. – Piotr, co się stało?!
Był blady, wkurwiony i zdezorientowany. Jego wzrok biegał po pokoju i nie mógł zatrzymać się na żadnym przedmiocie.
– Piotr! – Cały czas trzymała go za uniesioną dłoń, w drugiej trzymając ocalałą szklankę. – Słyszysz?
– Nic, nic – pokręcił głową – nic się nie stało, nic się, kurwa, nie stało!
Przestraszyła się jeszcze bardziej, bo nigdy go nie widziała w takim stanie. Poczuła paniczny lęk w brzuchu i zachciało jej się wymiotować ze strachu.
– Powiedz, co się stało – prosiła łamiącym się głosem. – Proszę, Piotruś… 
Trzymana przez nią jego ręka zaczęła powoli wiotczeć, więc ją puściła. Podszedł do lodówki i nalał sobie wodę, wypił powoli, a później z całej siły rzucił szklanką o ścianę.
Ze zdziwieniem zauważyła, że w tym miejscu pozostał tylko niewielki ślad po śmierciach szklanek. Następnie, tak jak w filmach na zwolnionych zdjęciach, przypomniała sobie jedną z imprez w akademiku, kiedy upojeni alkoholem, zbierali wszystkie puste butelki z piętra i zabawiali się, tłukąc je o kaloryfer w pokoju kumpla. Oczywiście gdy wytrzeźwieli, mieli niezłego kaca fizycznego i moralnego. Na całym piętrze nie było całej szklanki i dosyć długo sprzątali. To był jej jeden z bardzo nielicznych chuligańskich wybryków, ale piętno wandala na lata wgryzło się w jej dziwnie pokręconą moralność.
Chyba była w lekkim szoku po jego zachowaniu, bo nie potrafiła się skoncentrować na nim ani na jego wściekłości. Siedział na kanapie i łapczywie palił papierosa. Usiadła naprzeciw niego, poszukała swoje fajki i zapaliła. Powoli też się uspakajała i czekała.
– Powiedz – poprosiła przez łzy.
Zaciągnął się dymem, zgasił papierosa i zapalił nowego.
– Kojarzysz Roberta ode mnie z pracy? – Kiwnęła głową – Miał bardzo poważny wypadek, nie wiadomo co z nim będzie. Szef właśnie dzwonił. To stało się trzy godziny temu, operują go. Ma jakieś poważne obrażenia wewnętrzne i chyba złamany kręgosłup. I kiepskie notowania, kurwa, taki chłop… – Głos mu lekko drżał.
Mogłaby go teraz przytulić, ale to nie wpisywało się w klimat ich związku. Raczej nie pozwoliłby jej na to.
– Ale to jeszcze nic! Mamy zobowiązania finansowe i projektowe. Robi za 6 tygodni miał wyjechać, ale tak się stało, więc nie pojedzie. Najważniejsze, żeby przeżył. Następny w kolejce jest Zbychu, ale jego żona za dwa miesiące ma urodzić bliźniaki, więc on nie da się ruszyć, powiedział, że raczej odejdzie z firmy niż wyjedzie. I tu jest najlepsze, słuchaj! – Zaśmiał się gorzko. – Wiesz kto pojedzie? – Już wiedziała. – Ja! Kurwa! Ja! Bo jestem jedyny na tyle zorientowany w projekcie, że dam radę. Ja, kurwa, bo jestem cały i zdrowy. Ja, kurwa, bo nie mam żony i dzieci w drodze. Ja, samotny, pieprzony, zdrowy kawaler.  Kawaler, który właśnie miał spędzić pierwszą noc w swoim nowym mieszkaniu. Kurwa…
Zapadło milczenie. Próbowała coś powiedzieć, ale nie mogła zebrać myśli. Powinna pocieszyć, zapytać, ale miała totalną pustkę w głowie.
– Australia…  na półtora roku – wyjęczał.
 – O kurwa – powiedziała bezgłośne.
Tak właśnie na zwolnionym filmie rozpada się czyjś świat. Powolutku, metodycznie odpadały jego kawałki i docierała bolesna prawda o jej zasranym życiu. A raczej o symulacji jej życia. Bo nie chodziło tutaj bynajmniej o niego, ale o nią. O nią bez niego. Bez faceta, który był dla niej całym światem. Prawda, uciekała od niego przez ostatnie dziewięć lat, czyli przez całe dorosłe życie. Dwa razy na poważnie – do Stanów i teraz do Anglii. Ale będąc tam, wiedziała, że on tu jest i czeka na nią. Dopóki ona go zostawiała –  było dobrze, znaczy nie było dobrze, nie było fair. Ale była to jej zdroworozsądkowa decyzja. A teraz ktoś go do tego zmusza. Gdyby zrobił to sam, zrozumiałaby, że musi od niej odpocząć. Ale to ktoś zabiera go od niej. Ich relacje i tak były wyjątkowo popieprzone, nikt nie musiał tego dodatkowo komplikować. Stanęły jej przed oczami kolejne samotne święta, urodziny, beznadziejne urlopy i denne imprezy. Bez niego. Fakt, jest podłą egoistką, myśli tylko o sobie. Odważyła się spojrzeć mu w oczy. Pierwszy raz nie było tam nic. Pustka. Niemyślenie. Zazwyczaj była tam ironia i dowcip, odrobina pożądania i dużo miłości. A teraz nic.
Nie myślał. Czuł się tak, jakby wywaliło mu bezpieczniki, jakby nie miał władzy nad sobą i własnym życiem. „Kurwa. Pozbieraj się, chłopie, dasz radę”.  Miał 29 lat i nadzieję, że „zakotwiczył”. A tu co? Dupa! I znów będzie się musiał pakować i rezygnować ze swoich planów, a trochę ich było. Nie miał ochoty jechać na drugi koniec świata i organizować sobie życie od nowa. Popatrzył na nią. Siedziała ze łzami w oczach i Bóg jeden raczył wiedzieć, o czym teraz myślała. Nie był znawcą kobiecej psychiki,  ale ją znał i widział, że była zrozpaczona. Wyglądała jak mała, opuszczona dziewczynka, która nie wie, co ją czeka.  I która bardzo się boi. Chciałby wstać i ją przytulić, ale to nie wchodziło w zakres jego obowiązków.
– Posłuchaj – powiedział łagodnie, ale ona chyba nie mogła go słyszeć. – Posłuchaj… To tylko półtora roku i wrócę, oczywiście może się przedłużyć. Przy takich projektach 2 lub 3 miesiące obsuwy to norma. Jeżeli nie pojadę, stracimy kontrakt, zapłacimy takie odszkodowanie, że firma padnie. Szef pójdzie z torbami, Zbyszek z żoną i bliźniakami na bruk, Robi ze swym zdrowiem… Ja stracę pracę i mieszkanie. – Kiwała głową, że rozumie, ale docierały do niej tylko wyrazy bez ich znaczenia. – A poza tym płacą fantastycznie, to są pieniądze na jakie tutaj musiałbym pracować 6 może 7 lat. Zdobędę doświadczenie, kontakty, wrócę z lepszą pozycją.
 Sam akurat w to nie wierzył, bo argument finansowy nie był najważniejszy.
– Szkoda mi tego mieszkania. – Rozejrzał się po pokoju, zawiesił wzrok na magicznym żyrandolu. – Może przeprowadziłabyś się tutaj? Nie chcę go wynajmować obcym ludziom, a zostawiać puste… – Nie odezwała się. – Mogłabyś je wykończyć, tamte pokoje. – Machnął  ręką w tamtą stronę.
Myślał o wszystkim, albo starał się nie myśleć o najważniejszym. Milczała. Spojrzała na zegarek – dochodziła 21. Musiała się zbierać, ale nie miała siły. Pod szczytową ścianą leżała kupka szkła, reszta rozprysnęła się po pokoju. Wstała jak na automatycznym pilocie, odszukała zmiotkę i śmietniczkę.  Ostrożnie stanęła pomiędzy okruchami szkła i zaczęła je zamiatać. Banalne porównanie – czuła się jak te szklanki, rozsypała się po pokoju i w żaden sposób nie mogła się pozbierać. Więc zamiatała się na tę śmietniczkę i planowała wyrzucić się do kosza.
– Zostaw, poodkurzam jutro – powiedział łagodnie.
Myślała nad tym szkłem. Kiedyś oglądała program o wyburzaniu obiektów w środku miasta. Zapamiętała jedną akcję; wysadzali stary budynek w centrum miasta i nie uszkodzili nic dokoła. Na zwolnionych zdjęciach blok osuwał się w siebie. Zapadał, a wkoło był tylko kurz i huk, ale nic się nikomu nie stało. Jej budynek właśnie się zapadał sam w siebie.
Stała przy stole i bezmyślnie wpatrywała się w błyszczące okruchy. Musiała iść do domu, by wreszcie się wypłakać. Biedna, mała dziewczynka. Podszedł do niej i ostrożnie wyjął z jej rąk zmiotkę  i śmietniczkę. Została pustymi rekami.
Nie pomyślał o wykorzystaniu okazji. Pochylił się i pocałował ją miękko, suchymi ustami. To była może trzysekundowa chwila. Odsunął się na kilka centymetrów. Nawet nie drgnęła, podniosła tylko na niego puste oczy. Pochylił się jeszcze raz, pocałował już mocniej, wilgotniej, ale jeszcze tak, że mógł się w każdej chwili wycofać. Nie oddała mu pocałunku, ale też się nie broniła. Stali przez chwilę z opuszczonymi rękami i wpatrywali się w siebie. Nie rozumiał jej oczu. Pochylił się trzeci raz, mocno po męsku, rozchylił jej usta i zaczął całować. Zdecydowanie, tak naprawdę, jak całuje się z ukochaną kobietą. Dopiero teraz zdecydował się ją dotknąć. Chwycił ją mocno za przedramiona i trzymał, zaciskając dłonie. W cichym pokoju słychać było tylko ich oddechy. Oddawała mu pocałunek i pozwalała jego językowi błądzić w jej ustach, po zębach, spotykać swój język.
Nigdy się tak nie całowała, nigdy nie czuła bólu w podbrzuszu od pocałunku. Zabrakło jej oddechu, serce niebezpiecznie wędrowało do gardła.
 Cały czas patrzyli sobie w oczy i nie zamknęli ich nawet na chwilę. Żeby nie zapomnieć z kim teraz są. Znaleźli się w dziwnym punkcie – mieli dwa wyjścia: albo odskoczyć od siebie i przepraszać się niezręcznie, albo iść dalej. Byli dorośli i wiedzieli, czym się to skończy. Poczuła jeszcze mocniejszy uścisk na ramionach, nie przestawał jej całować, ale odsunął się pół kroku i chciał, żeby poszła za nim. Nie dała się poprowadzić, teraz ona go całowała, przejęła kontrolę nad jego ustami. Chętnymi i bardzo smacznymi. Położyła mu delikatnie dłonie na ramionach, żeby nie stracić jego uścisku.
I wtedy zrobił to jeszcze raz, pociągnął ją delikatnie w stronę sypialni. Już nie oponowała. Szli powolutku, aby każde mogło się jeszcze wycofać, aby mieć jeszcze czas do namysłu. Tylko o czym tu można jeszcze myśleć? Spokojnie, guzik po guziku, rozpinał jej bluzkę, która spadła na podłogę.  Pomyślał tylko, że jeżeli ceną za ten jedyny raz ma być wyjazd, to warto ją ponieść. Marzył o tej chwili i jeśli to ma zniszczyć wszystko, to niech się stanie.
Zatrzymali się przed łóżkiem, odsunął się od niej odrobinę.  Powoli ujęła brzeg jego koszulki i pomogła mu ją zdjąć.  Dawała mu znak, że nie ma już odwrotu. Całował jej dekolt, szyję, zszedł niżej na piersi, powoli zdejmował ramiączka stanika. Uwalniał jednym doświadczonym ruchem jej piersi. Usiadł na łóżku, a ona stanęła pomiędzy jego kolanami, błądził ustami po jej brzuchu, rozsupłując pasek przy spodniach. Powolnym, miękkim ruchem zsunął je z bioder. Pięknych, kruchych i opalonych. Stanął znów przy niej, całował milcząco i zsuwał swoje spodenki. Popchnął ją na łóżko, podtrzymując jedną ręką.  Gdy posuwała się w górę do poduszek, wzdłuż niedbale rzuconej kołdry, uwolnił się z bokserek. Szedł za nią, nad nią, prowadzony jej ustami, na czworaka. Włożył palec za gumkę jej majtek, a ona się z nich wyślizgnęła. Spojrzała na niego. Był wielki i bardzo gotowy. To nieprawda, że rozmiar się nie liczy, liczy się, zwłaszcza w takich momentach. Jęknęła, gdy położył się między jej udami i wszedł w nią. Oparł łokcie po obydwóch stronach jej głowy. Poruszał się powoli, ale zdecydowanie, wiedział czego chce, czego chcą oboje. Chcieli siebie. Zamknęła oczy i zaczęła zapadać w błogość.
– Spójrz na mnie – poprosił szeptem.
Odnalazła jego wzrok, trzymał ją na uwięzi oczami, ustami. Poruszał się mocno, rytmicznie, jakby się bał, że zaraz wymknie się spod niego. Tłumił jej krzyki swoimi ustami, aż wreszcie zamarł na sekundę, by opaść tuż przy jej uchu, ciężko oddychając.
Zsunął się z niej i naciągnął kołdrę. Drżała. Oddychał jej włosami, jej uchem, jej szyją. Uspakajali się. Milczenie nie było kłopotliwe, pokrywało ich dziwne niedokończone rozmowy, kłótnie, dwuznaczności.
Nie chciał dotykać jej nachalnie, jeszcze nie teraz. Leżał tylko przy niej i obserwował jej profil.
– Dziewięć lat wyobrażałem sobie nasz pierwszy raz, ale to przeszło moje najśmielsze oczekiwania – powiedział stłumionym głosem.
Jakby ktoś wylał jej na głowę kubeł zimnej wody. Odsunęła się od niego, usiadła na brzegu łóżka, odwracając się plecami. Zamknęła poduszkę w ramionach i próbowała pozbierać myśli. Podniósł się i językiem smakował jej kręgosłup.
– Drugi raz w życiu widzę w całości twój gwiazdozbiór – mruczał w jej plecy.
Zerwała się łóżka.  Spojrzał na nią zaskoczony.
– Nie powinniśmy byli tego robić – powiedziała  bladymi wargami.
– Zostań na noc – poprosił łagodnie.
– Nie powinniśmy tego robić! – prawie krzyknęła.
– To było najwspanialsze…
– Słyszysz, co do ciebie mówię! – Przerwała mu. – Nie powinniśmy byli tego robić! – Zakładała bieliznę, miotała się w poszukiwaniu ubrań.
– Poczekaj.
– Nie! – krzyknęła. – Nie powinniśmy byli tego robić. Czy ty słyszysz, co ja do ciebie mówię?
– A ty nie słyszysz, co ja mówię? Że to było najwspanialsze wydarzenie w moim życiu i że cię kocham!
Zamarła ze spodniami zaplątanymi w okolicy kolan.
– Nie powinniśmy byli tego robić – wyszeptała.
– Jezu, kobieto! – Przeczesał włosy obiema rękami. – Czemu nie? – Wyskoczył z łóżka i zakładał bokserki.
– Bo jesteś moim bratem a ja twoją siostrą! Tak ciężko to pojąć? Jesteśmy rodzeństwem!