Okładka vs okładka



Jestem wzrokowcem. Na Twitterze przyznałam, że jeśli książka ma brzydką okładkę, prawdopodobnie jej nie kupię. Muszę powiedzieć, że kiedyś za piękne uznawałam jedynie oryginalne okładki. Gdy na podstawie książki powstawał film, nie podobały mi się filmowe okładki. Potem coś się zmieniło - przestałam zwracać na to uwagę, a często nawet bardziej przemawia do mnie wersja z okładką z kadrem z filmu. Ciekawi, co sądzą inni blogerzy? 




Osobiście nie przepadam za okładkami filmowymi, bo według mnie bardziej skupiają się na promocji obsady aktorskiej niż na samej treści książki. Poza tym są po prostu… BRZYDKIE! Graficy idą na łatwiznę i umieszczają kadr z filmu lub zdjęcie aktorów i bach, mamy okładkę! Po drugie – pojawienie się aktorów na okładce filmowej sprawia, że niejako narzucają nam wygląd bohaterów, których grają, co może „popsuć” nam czytanie. Bo przecież lepiej jest samemu poznawać i wyobrażać sobie postaci występujące w książce, prawda? :)
Okładki niefilmowe mają swój niepowtarzalny klimat i skrywają w sobie tajemnicę, którą możemy odkryć poprzez zagłębienie się w lekturze.
Jednak, czy okładka ma znaczenie? Czy to nie zawartość książki jest najważniejsza Na te pytania każdy musi odpowiedzieć sam! :)

Żyjąc w XXI w. coraz częściej spotykamy się z ekranizacją wielu książek. Od Kinga, przez Riordana na Tolkienie kończąc. Jedni są zwolennikami kina, inni zaś preferują wydanie papierowe, a po zakończonej lekturze sięgają do filmu – oczywiście na podstawie książki. I co tam znajdują? Najczęściej totalne odejście od fabuły, zmiany miejsc, wydarzeń i bohaterów. Swój głos oddaję na okładki, które nie są plakatami ekranizacji dzieła. Uwielbiam tworzyć w swojej głowie zarys postaci, które autor skrupulatnie opisuje, dodając coraz więcej cech i zachowań. Widząc okładkę filmową, nasz umysł mimowolnie poddaje się oczom i pach! Mamy gotowego bohatera, który różni się zupełnie od ideału (bądźmy szczerzy, większość kobiet idealizuje męskich bohaterów) stworzonego przez autora. Nie jestem fanką okładek ściągniętych z ekranizacji, chociaż sądzę, że działa to w pewien sposób jako wabik na osoby, które w ogóle nie czytają. Za przykład dam tutaj znane każdej dziewczynie Gwiazd naszych wina – wzruszająca historia o miłości i śmierci. Nie jedna z naszych koleżanek zakochała się w bohaterze, a widząc kadr z filmu na okładce, chce (chociaż rzadko) zobaczyć tę historię jeszcze raz – a więc zaczyna coś czytać. Okładki filmowe ze słabych ekranizacji? Mówię nie pójściu na łatwiznę. Zróbmy coś więcej i stworzymy niezapomnianą okładkę dla wszystkich książkowych srok.

Niefilmowa. Przede wszystkim dlatego, że często na okładkach filmowych widać głównych bohaterów. A wydaje mi się, że po to jest książka, żebyśmy sami sobie ich wyobrazili 😊

Jeśli chodzi o wybór okładek, powiem tak, wszystko jak zawsze zależy od konkretnych okładek. Bardzo często mam tak, że zwyczajnie wolę pozostać przy tych, które pojawiły się jako pierwsze, jednak w wielu przypadkach (jak na przykład odnośnie do Igrzysk śmierci) wolę właśnie tę filmową. Tak więc ja sama nie trzymam się tylko jednej strony – wybieram t, która akurat bardziej mi się podoba :)

Myślę, że okładka oryginalna jest lepsza od filmowej. Ta pierwsza daje większe pole do popisu. Jest często małym dziełem sztuki. Jej litery i elementy mogą być ciekawie wyeksponowane. W filmowej jest narzucony wzór. Aktorzy często odbiegają od naszych wyobrażeń. Oryginalna ma duży plus. Zdarza się, że seria książek nie jest dalej ekranizowana. I co wtedy? Zostajesz sam z jedną wersją okładkową, podczas gdy oryginalne wydania wciąż są piękne i dumnie prezentują się na półce. Jako bookstagrammer zwracam bardzo uwagę na okładkę. Jej detale i wygląd. Dla mnie piękna okładka jest niczym magnes. Jeszcze piękniej wygląda na zdjęciach. Można wtedy kombinować z dodatkami do woli. Filmowa nie ma takiego uroku. Dla mnie oryginał zawsze maluje się jako ogromna praca grafika, któremu należy się szacunek i uznanie. Nasze półki niekiedy przypominają małą galerię sztuki. Podsumowując, oryginał na tak, filmowa bardziej na nie, chociaż nie skreślam jej całkowicie. Te, które mamy w Igrzyskach Śmierci, są przepiękne i lepsze od oryginału. Ale to tylko pojedynczy przypadek.


4 komentarze:

  1. Świetny pomysł na post. Jest mi niezmietnie miło, że mogłam się tu znaleźć :) Pozdrawiam i życzę wszystkim wszystkiego zaczytanego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super post! Również się cieszę, że mogłam wyrazić swoją opinię i znaleźć się tutaj :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że okładki oryginalne wygrywają. I słusznie, również uważam, że filmowe okładki to zło :)
    Pozdrawiam! Dolina Książek

    OdpowiedzUsuń

Daj znać, co sądzisz o wpisie!