Praca
przy książkach to dla wielu książkoholików spełnienie marzeń. Niektórzy pragną
zasilić dział marketingu, inni planują sami napisać powieść i ją wydać, a inni
widzą siebie w dziale korekty. Zaczęło mnie to zastanawiać – bo jak osoba,
która w swojej wypowiedzi nie używa polskich znaków i nie stawia przecinków,
może myśleć, że nadaje się do poprawiania książek? Oczywiście, wszystkiego
można się nauczyć. Z drugiej strony, te same osoby często narzekają na błędy w
powieściach, wytykając korektorom niechlujstwo. Jak to zatem jest z tymi
korektorami? Czy każdy może nim zostać? I na czym polega ta praca? Zapytałam o
to kilku czytelników. Poniżej ich odpowiedzi:
Gdyby każdy nadawał się na
korektora, to w książkach nie byłoby błędów... A są! Tu nie chodzi jedynie o
skończenie studiów czy kursów kierunkowych, ale o spostrzegawczość, wrażliwość,
oczytanie i chęć do pracy. Oczywiście, wiedza też jest szalenie ważna, ale
największy profesor może przeoczyć błędy, prawda? Więc do wiedzy potrzeba
jeszcze zaangażowania. Nie wiem, czy tę pracę można kochać, ale na pewno trzeba
ją chociaż lubić, żeby to robić dobrze.
Anna
Karowicz,
kto-czyta-nie-pyta.blog.pl
Oczywiście nie każdy może być
korektorem! Ta praca wymaga rozległej wiedzy o języku, której nabycie wymaga
wiele pracy. Trzeba być również czujnym i zorientowanym w różnego rodzaju
tematach, szczególnie przy korekcie literatury współczesnej.
Anna
Paczkowska
Korektorem nie każdy może być.
Pomijając już wykształcenie, wyuczenie formułek, schematów... Nawet ktoś taki, kto
przygotowuje się do bycia korektorem, często być nim nie może, bo jednak
korektorom potrzebna jest jakaś wrażliwość, zamiłowanie do języka, gramatyki,
literatury. Przecież trudno poprawiać teksty, nie czytając tekstów już
poprawionych. Dlatego z byciem korektorem jest podobnie, jak z byciem pisarzem.
Liczy się nie tylko pomysł i chęć bycia czy zaistnienia. Żeby poprawić jeden
tekst, trzeba przeczytać sto innych. Jednak nie na odwal. Trzeba to lubić.
Trzeba się tym fascynować. Trzeba zakochać się w tych niepozornych przecinkach,
literkach, czcionkach, fontach, wdowach, bękartach i innych. Potrafić tę miłość
pielęgnować i wzbogacać, bo język też idzie z duchem czasu, zmienia się wraz z
ludźmi piszącymi swoje teksty. Korektor to, tak myślę, osoba, która potrafi się
dostosować i odnaleźć „to coś” dla siebie w języku.
Ula
Michalik,
askier-pisze.blogspot.com
Czy każdy może być korektorem?
Jasne, że każdy – z takim
przekonaniem zaczynaliśmy studia na pierwszym roku filologii polskiej o
specjalności edytorsko-wydawniczej. A potem, wraz z kolejnymi zajęciami, zapał
większości grupy mijał. Okazało się, że korekta i redakcja to nie tylko
poznawanie książki przed wszystkimi innymi czytelnikami i poprawianie
„ortografów” – to dużo bardziej żmudne zajęcie. To godziny wczytywania się w
tekst, który często w ogóle nas nie interesuje, to stosy słowników, których
nawet nie odkładacie na półkę, bo i tak stale ich potrzebujecie. To liczne
próby przekonywania autora, że zmiany są potrzebne, by tekst brzmiał lepiej. I
jeszcze liczniejsze odmowy, bo przecież pisarz wie lepiej. Teraz, na czwartym
roku, znam tylko dwie osoby, które z korektą wiążą swoją przyszłość. I nie
jestem to ja, bo choć potrafię zrobić korektę, wiem, że trzeba poświęcić się
temu zajęciu w 100%, żeby być w nim naprawdę dobrym. Jeśli już wiesz, że chcesz
się tym zajmować, będziesz potrzebować ogromnej dyscypliny i samozaparcia. Ale
myślę, że ostatecznie widok poprawionego samodzielnie tekstu potrafi dać sporo
satysfakcji.
Martyna
Szkołyk,
partyzantka.com.pl
Jakie jest moje zdanie? Jeśli ktoś
kocha książki i się uprze, na pewno będzie pracować w wydawnictwie. Czy na
stanowisku korektora? Nie wiem. Czy każdy może zostać korektorem? Nie. Okazuje się, że potrzeba do tego zawodu o wiele więcej niż sama znajomość
zasad interpunkcji i ortografii. Konieczna jest samodyscyplina i skupienie,
dociekliwość i pewnego rodzaju niewiara w tekst, która każe wszystko sprawdzać.
Praca w korekcie wymaga także dobrej organizacji czasu. Trzeba zdawać sobie
sprawę, że nie jesteśmy nieomylni, błędy się zdarzają, czasem są naszą winą, a
czasem ktoś na kolejnym etapie pracy uzna, że wie lepiej i zignoruje nasz wkład.
Tak też bywa. Czasem nad książką pracują nawet trzy osoby i nadal są błędy.
Kiedyś mnie to denerwowało, teraz wiem, jak wygląda ta praca i nie wytykam już
tych potknięć, chyba że są bardzo oczywiste.
Kiedyś marzyła mi się praca korektora, ale ostatecznie z niej zrezygnowałam. To mogłoby być dla mnie interesujące tylko jakiś czas. Myślę, że szybko bym siętym znudziła. :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z powyższymi wypowiedziami. Zdaje się, że każdy może być korektorem, bo co to za sztuka wyłapać błędy prawda? A no jednak sztuka. Przede wszystkim trzeba być mocno skupionym i spostrzegawczym. Nawet najlepszym zdarza się coś przeoczyć. A jeśli już mowa o błędach, to mistrzem jest chyba wydawnictwo Amber. W każdej ich książce jest tyle błędów, że ma się ochotę złapać za głowę. Nie dość, że grafika mają ''ślepego'', bo okładki to dramat, to jeszcze korektora, który nie wyłapuje błędów. Ja rozumiem kilka błędów - bo zdarzyć się może. Ale nie co stronę w całej książce. A szkoda, bo wspomniane wydawnictwo wydaje czasem świetne książki, ale co z tego jak się nie starają.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Jeśli chodzi o Amber, to nie jest to raczej wina korektora :)
UsuńPraca nad tekstem jest cholernie trudna i to wydaje się mi jasne jak słońce. Sama nie widzę i tak wszystkich błędów w książkach i zwykle uwagi na nie większej nie zwracam, no chyba, że właśnie byk jest bardzo rażący. Dopóki to się zdarzy raz i tak się czepiać szczególnie nie będę, jeśli często - to już jest problem. W końcu kupując produkt chcemy unikać bubli, nie ważne, czy chodzi o książki, mleko, czy kosmetyki.
OdpowiedzUsuńKorekta i redakcja mogą być bardzo frustrującym zajęciem, zwłaszcza przy tekście, który dużo łatwiej byłoby napisać od nowa, niż poprawić... Czasem z taką pokusą bardzo trudno się walczy ;) Ale rzeczywiście, pokutuje przekonanie, że to taka prosta i przyjemna praca, dlatego też ludziom łatwo jest korektorów krytykować czy nie doceniać ich wysiłku. I potem pojawiają się propozycje nie do odrzucenia od znajomych: przejrzysz mi te 30 stron, dla ciebie to 5 minut roboty :D
OdpowiedzUsuńświetny post!
OdpowiedzUsuń